0:00/ 0:00
Wesprzyj

lub na 70 1240 1431 1111 0000 1045 5360 (numer konta parafii)

ZAMKNIJ

Przekaż ofiarę dla Bazyliki Mariackiej

Przejdź

lub na 70 1240 1431 1111 0000 1045 5360 (numer konta parafii)

Kazania

Wypłynął na głębię

Wypłynął na głębię

Ta wia­do­mość dotar­ła do kra­ko­wian kil­ka dni temu. Po cięż­kiej cho­ro­bie nowo­two­ro­wej odszedł do wiecz­no­ści, do domu Ojca nie­bie­skie­go, ks. Kano­nik Anto­ni Okrze­sik, wpi­sa­ny jak rzad­ko kto w kra­jo­braz Sta­re­go Mia­sta nasze­go Kra­ko­wa. Kapłan, rek­tor senior kościo­ła św. Woj­cie­cha w Kra­ko­wie, przed­tem wie­lo­let­ni nota­riusz Sądu Metro­po­li­tal­ne­go Archi­die­ce­zji Kra­kow­skiej, wykła­dow­ca Papie­skie­go Wydzia­łu Teo­lo­gicz­ne­go w Kra­ko­wie, a przez ostat­nie lata spo­wied­nik Mariac­ki. Był jed­nym z nas. I to przed trum­ną z jego docze­sny­mi szcząt­ka­mi modli­my się dzi­siaj, skła­da­my Bogu ofia­rę za życie czło­wie­ka i duchow­ne­go, któ­re­go zna­li­śmy i kocha­li­śmy. Dzie­je się to wszyst­ko przez Chry­stu­sa, któ­ry wybrał i pobło­go­sła­wił ks. Anto­nie­go już na chrzcie. Z Chry­stu­sem, któ­re­mu słu­żył w sutan­nie pra­wie 60 lat od świę­ceń pre­zbi­te­ra­tu, i w Chry­stu­sie, któ­ry życie dał za ks. Anto­nie­go i wezwał go po pró­bie cho­ro­by do siebie.

Nasz ks. Anto­ni prze­żył lat wie­le, licząc kalen­da­rzo­wo 84. Wypły­nął na głę­bię powo­ła­nia. Peł­nił z wia­rą licz­ne funk­cje we wspól­no­cie wie­rzą­cych, wśród kra­ko­wian jed­nak wyko­ny­wał misję naj­dłu­żej, dla­te­go może­my z pew­no­ścią powie­dzieć o nim: to był kapłan, któ­ry nie żył dla sie­bie! Żywy pomnik para­fii Mariac­kiej, dow­cip­ny, wraż­li­wy, cichy, pokor­ny, w jego oczach pali­ły się iskier­ki rado­sne­go dobra. Pił na śnia­da­nie mię­tę. Na Dzień Kobiet kupo­wał wia­dro tuli­pa­nów, aby je z uśmie­chem roz­da­wać to tu, to tam, a odwie­dza­ją­cym go sze­ro­ko otwie­rał lodów­kę z cze­ko­la­dą dla dzie­ci doda­jąc: bierz­cie ile chce­cie. Jed­na z waż­nych oso­bi­sto­ści mia­sta przed laty zaświad­czy­ła mi dys­kret­nie: on nas tu wszyst­kich na tych sta­rych ulicz­kach kra­kow­skich trzy­ma, cho­dzi mię­dzy nami, cicho poru­sza się pomię­dzy stra­ga­na­mi, skle­pa­mi, apte­ka­mi, kio­ska­mi i nam szczę­ści, bło­go­sła­wi swo­ją pro­stą obec­no­ścią. No kocha­ni, chciał­bym sam usły­szeć kie­dyś takie same sło­wa o sobie. Ale na to sobie potrze­ba spe­cjal­nie zasłu­żyć! Być z ludź­mi nie­po­wierz­chow­nie… On umiał roz­ma­wiać z ludź­mi jak nikt inny, współ­pra­co­wał umie­jęt­nie z sio­stra­mi zakon­ny­mi, odwie­dzał sys­te­ma­tycz­nie cho­rych, m.in. kapła­nów — jak świad­czą para­fia­nie — ks. Bog­da­na Kolin­ka i ks. inf. Kazi­mie­rza Sude­ra. Dzi­siaj w Kra­ko­wie i jutro w rodzin­nym Żyw­cu żegna­my więc nasze­go księ­dza, księ­dza głę­bo­kie­go duchem, któ­ry był czło­wie­kiem pozba­wio­nym ego­izmu naszych cza­sów. Czy­ni­my to ze łza­mi wzru­sze­nia i chrze­ści­jań­skiej dumy. Bo ogar­nia nas i wiel­ki żal za zmar­łym, i dzięk­czy­nie­nie za nie­go, któ­ry tak dobrze wypeł­nił daro­wa­ny mu czas. Bóg dał mu wiel­ki talent pra­co­wi­to­ści, swo­je obo­wiąz­ki wyko­ny­wał pra­wie do koń­ca i prze­szedł do nie­bie­skie­go domu, gdzie go powi­tał jako ducho­we­go bra­ta św. Anto­ni, jego chrzciel­ny patron.

Jed­na choć­by medial­na ilu­stra­cja poko­ry duchow­ne­go. One­go cza­su sta­nął na Ryn­ku Głów­nym tuż obok romań­skie­go kościo­ła św. Woj­cie­cha  tzw. „szkla­ny bun­kier kawiar­nia­ny”. W Kra­ko­wie zawrza­ło. Miesz­kań­cy nie rozu­mie­li, dla­cze­go wła­dze pozwo­li­ły, by w ser­cu mia­sta, przed kościo­łem św. Woj­cie­cha, sta­ła tak dziw­na kon­struk­cja. Media się obu­rza­ły. Budo­wie pawi­lo­nu w roku 2010 był prze­ciw­ny rów­nież ks. rek­tor Anto­ni Okrze­sik. Lecz jak­że kul­tu­ral­nie i pokor­nie to czy­nił. Powie­dział wów­czas pra­sie tyl­ko tyle: Wystar­cza­ją­co dużo jest restau­ra­cji i kawiar­ni w Ryn­ku. Tej, tuż przy wej­ściu do św. Woj­cie­cha w ogó­le nie powin­no się sta­wiać. Wyra­ził opi­nię, nie rzu­cał sło­wem jak kamie­niem. Po paru mie­sią­cach, po remon­cie ryn­ku szkla­ny pawi­lon prze­cież znik­nął. Ks. Anto­ni nie nosił w sobie ura­zy do kawo­szy, ani oni do niego.

Wspo­mi­na go kole­ga rocz­ni­ko­wy, bp Kazi­mierz Gór­ny z Rze­szo­wa: Do koń­ca swo­je­go ziem­skie­go życia był skrom­ny, jed­no­znacz­ny, mało myślą­cy o sobie — Słu­ga Boży. Pro­wa­dził pro­sty styl życia, przy­stęp­ny jako czło­wiek dla każ­de­go, nie zno­sił pyszał­ko­wa­to­ści. Miał zro­zu­mie­nie dla ludzi, zwłasz­cza w ich róż­nych trud­nych sytu­acjach, sza­no­wał wol­ność oso­bi­stą każ­de­go czło­wie­ka. Dodam za zgo­dą aktu­al­ne­go ks. rek­to­ra Andrze­ja z kościo­ła św. Woj­cie­cha, że ks. Antoś męż­nie zno­sił cho­ro­bę i chęt­nie pod­da­wał się zale­ce­niom, cier­pli­wy, pra­cu­ją­cy nad swo­im cha­rak­te­rem aż do koń­ca, nie skar­żą­cy się, współ­pra­cu­ją­cy z leka­rza­mi. Niech będą prze­pa­sa­ne bio­dra wasze i zapa­lo­ne pochod­nie (Łk 12, 35).

Kie­dy widzia­łem go ostat­ni raz w Swo­szo­wi­cach, w domu księ­ży, wyglą­dał pogod­nie, leżał w pół śnie, jak­by śpią­cy rycerz, jak­by uśpio­ny mitycz­ny Gie­wont, dum­nie, zanu­rzo­ny w modli­twie. Było to swo­iste memen­to. Te dni odcho­dze­nia śp. księ­dza Anto­nie­go dla nas kapła­nów i wszyst­kich zna­ją­cych go ludzi sta­ły się swo­istym przy­po­mnie­niem praw­dy, że jeste­śmy śmier­tel­ni. Nasze życie ziem­skie ma swój kres, ono do tego doj­rze­wa, ono się zmie­nia, ale się nie koń­czy, i gdy roz­pad­nie się dom docze­snej piel­grzym­ki, znaj­dzie­my przy­go­to­wa­ne w nie­bie wiecz­ne miesz­ka­nie (1. pre­fa­cja o zmar­łych). Czy w to wie­rzy­my? Czy rozu­mie­my tę naukę Jezu­sa ukrzy­żo­wa­ne­go i zmar­twych­wsta­łe­go? Ksiądz Anto­ni nam ją cicho przy­po­mi­na tu i teraz.

Ks. Okrze­sik zosta­wił nam po sobie obfi­ty, nie­pi­sa­ny testa­ment modli­twy, poboż­no­ści, wię­zi z Bogiem, sku­pie­nia na Eucha­ry­stii, solid­nej i deli­kat­nej zara­zem spo­wie­dzi peni­ten­tów, dba­ło­ści o spra­wy nie­wi­dzial­ne, bar­dziej niż o te przy­ziem­ne. Taka była jego dro­ga. Jeśli ktoś zapy­ta skąd on brał tę dobroć, to odpo­wiedz­my szcze­rze: z wię­zi ducho­wej z Bogiem, z medy­ta­cji życia jako daru z góry, z naśla­do­wa­nia Jezu­sa. Bo innych bogactw nie pozo­sta­wił wie­le nasz kapłan. Kto odwie­dzał go w miesz­ka­niu przy pla­cu Mariac­kim to o tym wie. On za nas się modlił i nas to czy­ni­ło lep­szy­mi w zago­nie­niu świa­ta, a jemu zapew­ni­ło odpor­ność na czas cho­ro­by i wspo­mo­gło na godzi­nę przej­ścia. W tym miej­scu ser­decz­nie dzię­ku­ję ks. dyrek­to­ro­wi i sio­strom Alber­tyn­kom, pie­lę­gniar­kom domu księ­ży za dosko­na­łą medycz­ną i chrze­ści­jań­ską opie­kę nad naszym ks. Kano­ni­kiem przez ostat­nie 20 dni. Był w Swo­szo­wi­cach wśród swo­ich. To się czuło.

Śp. kapłan Anto­ni prze­szedł do wiecz­no­ści przez lata peł­ne prób, doświad­czeń i suk­ce­sów. Były to lata przed­wo­jen­nej Pol­ski, potem woj­ny i oku­pa­cji, komu­ni­stycz­nej PRL oraz nowej Pol­ski. A on był prze­dziw­nie wpi­sa­ny w tłum ludzi. Jak dobry pasterz prze­by­wał z owca­mi. Jego czas ziem­ski się zakoń­czył, a my jesz­cze swój czas dopi­su­je­my w kalen­da­rzach. Jego odej­ście nad ranem, mię­dzy pierw­szym piąt­kiem mie­sią­ca a pierw­szą sobo­tą stycz­nia roku 2020 pozo­sta­wia nam zna­czą­ce śla­dy pro­wa­dzą­ce do nie­ba. Dla­te­go powtórz­my za św. Paw­łem: Nikt z nas nie żyje dla sie­bie i nikt nie umie­ra dla sie­bie: jeże­li bowiem żyje­my, żyje­my dla Pana; jeże­li zaś umie­ra­my, umie­ra­my dla Pana. I w życiu więc i w śmier­ci nale­ży­my do Pana. Po to bowiem Chry­stus umarł i powró­cił do życia, by zapa­no­wać tak nad umar­ły­mi, jak nad żywy­mi. Wszy­scy prze­cież sta­nie­my przed try­bu­na­łem Boga (Rz 14). Uży­wa­jąc słów bisku­pa Kazi­mie­rza ze świa­dec­twa, któ­re przy­słał niech będzie mi wol­no powie­dzieć ostat­nie zda­nie tego zamy­śle­nia przez łzy: Dro­gi Księ­że Anto­ni — pamię­taj w domu nasze­go Ojca nie­bie­skie­go o nas, o nas kole­gach, ale tak­że o tych, któ­rych spo­tka­łeś na dro­dze swo­je­go życia. Amen.

/​ks. inf. Dariusz Raś/
Kaza­nie wygło­szo­ne pod­czas Mszy św. żałob­nej śp. ks. Anto­nie­go Okrzesika