0:00/ 0:00
Wesprzyj

lub na 70 1240 1431 1111 0000 1045 5360 (numer konta parafii)

ZAMKNIJ

Przekaż ofiarę dla Bazyliki Mariackiej

Przejdź

lub na 70 1240 1431 1111 0000 1045 5360 (numer konta parafii)

Kazania

Uzdrowić mowę – Msza św. dla chorych

Uzdrowić mowę – Msza św. dla chorych

Kaza­nie wygło­szo­ne przez ks. inf. Dariu­sza Rasia pod­czas Mszy św. dla cho­rych w Sank­tu­arium Boże­go Miło­sier­dzia w Łagiewnikach

Kie­dy cia­ło jest cho­re, kie­dy nie­do­ma­ga­my, kie­dy przy­cho­dzi nam cier­pieć na fizycz­ne ogra­ni­cze­nia uda­je­my się do leka­rzy. Jed­nak co wów­czas, kie­dy to nasza mowa jest cho­ra, kie­dy uży­wa­my tok­sycz­nych słów, któ­re pro­wa­dzą do wymu­sza­nia ule­gło­ści, umniej­sza­nia cudzych osią­gnięć i zawy­ża­nia wła­snych samo­ocen, do dła­wie­nia opo­ru, mani­pu­la­cji, kry­ty­ki, sto­so­wa­nia naci­sku i zastra­sza­nia (por. Patri­cia Evans, „Tok­sycz­ne sło­wa”). Co wów­czas, kie­dy uży­wa­my cho­re­go języ­ka: zaczep­ne­go, wul­gar­ne­go, jątrzą­ce­go, nisz­czą­ce­go, nie­cier­pli­we­go i niemiłosiernego?

Nie­rzad­ko mamy rów­nież udział w takich grze­chach mowy przez media, gdzie uży­wa się nagmin­nie skró­tów myślo­wych pod adre­sem tych i tego, co się nie podo­ba. Cza­sa­mi łapie­my się sami na szep­cie nie­chę­ci pod nosem czy nawet wię­cej… Ara­mej­skie sło­wo „Raka” (pl. pół­głup­ku) czy pol­skie „Bez­boż­ni­ku” wyda­ją nam się jesz­cze łagod­ne w całym buj­nym słow­ni­ku cho­rej mowy. A w dzi­siej­szym sło­wie Pan Jezus sro­dze punk­tu­je nas za cho­ro­by nasze­go języ­ka, któ­re mogą dopro­wa­dzić dru­gie­go do ner­wi­cy, depre­sji, dogłęb­ne­go bólu, cię­ża­ru w żołąd­ku, dła­wie­nia w gar­dle, ści­śnię­te­go ser­ca — jed­nym sło­wem do wiel­kie­go cier­pie­nia ducho­we­go. Zba­wi­ciel kon­kret­nie pięt­nu­je grzech mowy: A kto by rzekł swe­mu bra­tu: „Raka”, pod­le­ga Wyso­kiej Radzie. A kto by mu rzekł: „Bez­boż­ni­ku”, pod­le­ga karze pie­kła ogni­ste­go (Mt 5). Upo­mnie­nie jest nad wyraz suro­we. Cho­ra ludz­ka mowa, nie­ludz­kie odno­sze­nie się sło­wem do bliź­nie­go, może nawet tego nie­zna­ne­go z imie­nia i nazwi­ska, może wyklu­czyć spraw­cę z obrę­bu wspól­no­ty zba­wio­nych. Czy zda­je­my sobie z tego spra­wę? Czy jeste­śmy tego świadomi?

Złe myśli kłę­bią­ce się w gło­wie nale­ży poskra­miać bez­względ­nie i wystrze­gać się mowy pocho­dzą­cej od złe­go. Ina­czej nasz język będzie cho­ry w odnie­sie­niu do naj­bliż­szych, przy­ja­ciół, sąsia­dów, współ­pra­cow­ni­ków, współ­o­by­wa­te­li oraz ludzi dobrej woli. Znisz­czy­my wła­sne oto­cze­nie. Pismo Świę­te nie­raz mówi, co złe­go może uczy­nić język: Usta jego peł­ne prze­kleń­stwa, zdra­dy i pod­stę­pu, na jego języ­ku udrę­ka i zło­śli­wość (Ps 10,7); Zamy­ślasz zgu­bę, twój język jest jak ostra brzy­twa, spraw­co pod­stę­pu (Ps 52,4). Jakie recep­ty może­my wska­zać na to, aby ule­czyć ten obszar wła­snej aktyw­no­ści — obszar komu­ni­ka­cji językiem?

Pierw­sze narzę­dzie to mil­cze­nie i nauka słu­cha­nia. One są klu­cza­mi do zro­zu­mie­nia chrze­ści­jań­skie­go wymia­ru pra­cy nad języ­kiem. Czy umie­my mil­czeć i słuchać? (…)

W cza­sie Wiel­kie­go Postu sły­szy­my rów­nież zachętę:

Ten czas prze­żyj­my w skupieniu
Krót­sze niech będą rozmowy
Skrom­niej­sze nasze posiłki
Wię­cej czu­wa­nia nad sobą
Oddal­my zło, któ­re może
Chwiej­nych zagar­nąć w niewolę
I broń­my sie­bie przed wrogiem
Peł­nym pod­stęp­nej prze­mo­cy (hymn brewiarzowy).

Ta nauka bre­wia­rzo­wa odno­si się bez­po­śred­nio do pra­cy nad naszym języ­ko­wym sza­leń­stwem, dewa­lu­acją słów i ich zna­czeń. Potrze­ba  nam po pro­stu wię­cej zamy­śle­nia nad języ­kiem, powsze­dniej zadu­my nad sło­wa­mi. To bar­dzo istot­na pra­ca do wyko­na­nia przez każ­de­go z nas. Ina­czej sło­wa zamie­nią się w poci­ski, któ­re czło­wiek bez­wied­nie kie­ru­je w stro­nę dru­gie­go czło­wie­ka. Moż­na się tłu­ma­czyć, że wypo­wia­da­my je mniej lub bar­dziej świa­do­mie, że pew­nie inten­cja była inna, że może nie­chcą­cy. Ale to nie zmie­nia pro­ste­go fak­tu. Kula nie myśli. Zada­niem poci­sku jest tra­fić w cel. Myśleć ma ten, kto broń posia­da. Czy­li ty i ja.

Innym narzę­dziem pra­cy nad naszą mową jest nie­wąt­pli­wie pew­na higie­na i porzą­dek w korzy­sta­niu z tele­wi­zji, z innych mediów, rów­nież tych cyfro­wych, tak, aby nie prze­by­wać w sfe­rze woj­ny na sło­wa zbyt dłu­go. Trze­ba pro­gra­mo­wać sobie bar­dziej restryk­cyj­nie odbiór audy­cji i komu­ni­ka­tów medial­nych. Naj­le­piej w ogó­le uni­kać pól bitwy języ­ko­wej. Taka mowa, taki język nicze­go nie budu­je! Mamy na zie­mi nauczyć się języ­ka ser­ca, języ­ka ser­decz­ne­go, języ­ka Jezu­sa. Bo „z jakim prze­sta­jesz, takim się sta­jesz”. Już dzie­ci uczy­my odpo­wied­nie­go dobo­ru słów „pro­szę”, „prze­pra­szam”, „dzię­ku­ję”, „dzień dobry” oraz zwro­tów „szczęść Boże”, „z Panem Bogiem”. W ten spo­sób odże­gnu­je­my się od każ­dej for­my języ­ka napa­ści na dru­gie­go, a zna­czy­my swo­je sło­wa życz­li­wo­ścią i języ­kiem miło­sier­dzia. To jedy­ny język przy­szło­ści. Takim mówią anio­ło­wie i świę­ci w Domu Ojca. Z nie­go wyni­ka­ją dobre czy­ny, wspól­no­ta, poro­zu­mie­nie, pra­ca, życz­li­wość. Zaczy­na się pro­mie­nio­wa­nie dobrem. Jak pod­czas wigi­lij­ne­go łama­nia się opłatkiem.

Sło­wa Jezu­sa wska­zu­ją czy­tel­nie, że mowa daje życie lub je odbie­ra. Jest bło­go­sła­wień­stwem lub prze­kleń­stwem. Może nisz­czyć, choć wszy­scy chcie­li­by, żeby leczy­ła. Ludz­ka mowa bywa jed­nak­że czę­sto podob­na do ude­rze­nia kamie­niem, zamiast sta­wać się mio­dem na nasze ser­ce.

Takie­go języ­ka — mio­du na ser­ce — uczy­my się tutaj na Eucha­ry­stii od same­go Jezu­sa. Świę­ta Fau­sty­na, patro­nu­ją­ca temu miej­scu uczy­ła się w szko­le Eucha­ry­stii tego języ­ka. Opi­sa­ła to tak: Dopo­móż mi, Panie, aby język mój był miło­sier­ny, bym nigdy nie mówi­ła ujem­nie o bliź­nich, ale dla każ­de­go mia­ła sło­wo pocie­chy i prze­ba­cze­nia (Dz. 163). Uczmy się tego dziś chęt­nie i dzia­łaj­my uży­wa­jąc języ­ka jak pla­stra mio­du.

Amen.