0:00/ 0:00
Wesprzyj

lub na 70 1240 1431 1111 0000 1045 5360 (numer konta parafii)

ZAMKNIJ

Przekaż ofiarę dla Bazyliki Mariackiej

Przejdź

lub na 70 1240 1431 1111 0000 1045 5360 (numer konta parafii)

Kazania

Służebnica wolnego słowa

Służebnica wolnego słowa

Kaza­nie wygło­szo­ne w bazy­li­ce Mariac­kiej w Kra­ko­wie przez ks. Andrze­ja Augu­styń­skie­go pod­czas pogrze­bu śp. Bar­ba­ry Nawra­to­wicz-Stu­art, 15 paź­dzier­ni­ka 2024

14 lute­go 1990 roku son­da Voy­ager 1 znaj­do­wa­ła się w odle­gło­ści 6 miliar­dów km od Zie­mi. Zanim jed­nak osta­tecz­nie opu­ści­ła Układ Sło­necz­ny wyko­na­ła poru­sza­ją­ce zdję­cie. Wid­nie­je na nim led­wo zauwa­żal­ny punkt, błę­kit­na krop­ka zato­pio­na w antra­cy­to­wych kur­ty­nach kosmo­su, pocię­te­go jak cze­ko­la­do­we cia­sto wie­lo­barw­ny­mi pasa­mi bla­de­go świa­tła. To nasza Ziemia.

Ame­ry­kań­ski astro­nom, Carl Sagan, poto­mek żydow­skich emi­gran­tów z Pol­ski, pozo­sta­jąc pod wra­że­niem tego obra­zu napi­sał przej­mu­ją­cy mono­log, któ­re­go frag­men­ty przy­ta­czam w swo­bod­nym tłu­ma­cze­niu: „Spójrz na ten punkt. To tutaj. To nasz dom. To my. Tam są wszy­scy, któ­rych kochasz, wszy­scy któ­rych znasz, wszy­scy, o któ­rych kie­dy­kol­wiek sły­sza­łeś, wszy­scy, któ­rzy tu żyli. Suma wszyst­kich rado­ści i cier­pie­nia. Wszy­scy myśli­wi i zbie­ra­cze, boha­te­ro­wie i tchó­rze, twór­cy i nisz­czy­cie­le cywi­li­za­cji, wszy­scy kró­lo­wie i wie­śnia­cy, mło­de pary kochan­ków, ojco­wie, mat­ki, dzie­ci peł­ne nadziei, wyna­laz­cy i odkryw­cy, wszy­scy mora­li­za­to­rzy, sko­rum­po­wa­ni poli­ty­cy, super­gwiaz­dy i pre­ze­si. Wszyst­kich świę­tych i grzesz­ni­ków znaj­dziesz na tym zia­ren­ku kurzu, wiszą­cym w pro­mie­niu słońca”.

Na tej kosmicz­nej dro­bi­nie, któ­rej miesz­kań­cy (zresz­tą nie bez racji) są prze­ko­na­ni o wyjąt­ko­wo­ści swe­go losu, ist­nie­ją miliar­dy ludz­kich ist­nień, z któ­rych każ­dy ma to do sie­bie, że na tle całej histo­rii świa­ta, od raju po apo­ka­lip­sę jest przy­pad­kiem poje­dyn­czym. Jak z pokła­du son­dy „Voy­ager 1” nie widać niko­go z nas, tak bez wnik­nię­cia w mikro­świat dru­gie­go czło­wie­ka nicze­go nie da się zoba­czyć i zrozumieć.

Spo­glą­dam na urnę śp. Bar­ba­ry i myślę o uni­kal­no­ści jej życia. Nie było i nie będzie dru­giej takiej. Jeste­śmy tu obaj z księ­dzem Dar­kiem Rasiem, aby oddać hołd kobie­cie dziel­nej, wiel­kiej pol­skiej patriot­ce, chrze­ści­jan­ce, wybit­nej arty­st­ce i dzien­ni­kar­ce i modlić się za spo­kój jej duszy. Każ­dy z obec­nych w tym koście­le przy­szedł tutaj pro­wa­dzo­ny odru­chem ser­ca, aby przy urnie z jej pro­cha­mi skło­nić gło­wę przed tym, co nas prze­kra­cza, jak­kol­wiek to poj­mu­je­my. Oso­bi­ście mam ten dodat­ko­wy powód, że śp. Bar­ba­ra Nawra­to­wicz-Stu­art od 1946 roku była pasier­bi­cą Witol­da Augu­styń­skie­go, kuzy­na moje­go taty.

Dzie­ciń­stwo Bar­ba­ry Nawra­to­wicz, uro­dzo­nej w 1932 roku w Pozna­niu było nazna­czo­ne oku­pa­cyj­ną tułacz­ką. Gdy obo­je rodzi­ce wal­czy­li na fron­tach II woj­ny świa­to­wej, 7‑letnia Basia ukry­wa­ła się z bab­cią pod War­sza­wą, następ­nie miesz­ka­ła w Czort­ko­wie na Zie­mi Tar­no­pol­skiej, gdzie mat­ka zosta­ła skie­ro­wa­na przez dowódz­two Armii Kra­jo­wej do urzę­du pra­cy, aby w kon­spi­ra­cji wysta­wiać fał­szy­we ken­kar­ty pol­ski Żydom. Ojciec, Fran­ci­szek Nawra­to­wicz, poznań­ski nauczy­ciel i ofi­cer rezer­wy w 1940 roku prze­padł w śnie­gach Sybe­rii. W 1944 roku rodzi­na prze­nio­sła się do Zako­pa­ne­go. Dwa lata póź­niej mat­ka Bar­ba­ry, Ste­fa­nia wyszła powtór­nie za mąż za Witol­da Augu­styń­skie­go, któ­ry jako syn twór­cy pol­skie­go szkol­nic­twa na Zie­mi Gdań­skiej i oso­bi­sty uczeń Sta­ni­sła­wy Przy­by­szew­skiej wpły­nął na wycho­wa­nie nasto­let­niej Basi i ugrun­to­wał w niej posta­wę patrio­tycz­ną i miłość do kultury.

Na począt­ku pierw­sze­go roku stu­diów praw­ni­czych w Lubli­nie, gdzie zamiesz­ka­li z całą rodzi­ną, Bar­ba­ra Nawra­to­wicz zosta­ła zatrzy­ma­na pod zarzu­ta­mi dzia­łal­no­ści anty­ko­mu­ni­stycz­nej. W ciem­nych piw­ni­cach lubel­skie­go Urzę­du Bez­pie­czeń­twa Publicz­ne­go spę­dzi­ła trzy mie­sią­ce. Była bru­tal­nie prze­słu­chi­wa­na przez funk­cjo­na­riu­szy bez­pie­ki, wybi­to jej zęby, zła­ma­no trzy żebra i uszko­dzo­no krę­go­słup. Gdy Witold Augu­styń­ski poszu­ki­wał infor­ma­cji na jej temat na UB w Lubli­nie i War­sza­wie, mat­ka zamó­wi­ła mszę św. za spo­kój jej duszy, gdyż była prze­ko­na­na, że Bar­ba­ra nie żyje. Po wyj­ściu na wol­ność wciąż pozo­sta­wa­ła na musz­ce PRL-owskich szpic­li. Była regu­lar­nie prze­słu­chi­wa­na, a zgro­ma­dzo­ne mate­ria­ły sta­ły się po latach pre­tek­stem do for­mu­ło­wa­nia krzyw­dzą­cych opi­nii. Z Lubli­na prze­nio­sła się na Uni­wer­sy­tet Jagiel­loń­ski w Kra­ko­wie, a następ­nie do War­sza­wy, gdzie w 1956 roku uzy­ska­ła dyplom magi­stra pra­wa. Po odby­ciu prak­ty­ki w gdań­skim sądzie powró­ci­ła do Kra­ko­wa. Tutaj, pod­czas spa­ce­ru na Plan­tach, natknę­ła się na Pio­tra Skrzy­nec­kie­go. W ten spo­sób roz­po­czął się sza­lo­ny, a zara­zem naj­szczę­śliw­szy okres jej życia, dzie­się­cio­let­nia przy­go­da z kaba­re­tem i aktor­stwem. Był to czas wiel­kiej i burz­li­wej miło­ści, bez­in­te­re­sow­nych przy­jaź­ni, twór­czych unie­sień. Nie do mnie nale­ży oce­na arty­stycz­ne­go dorob­ku Bar­ba­ry Nawra­to­wicz, jed­nak­że w powszech­nej opi­nii ucho­dzi za współ­za­ło­ży­ciel­kę i jed­ną z pierw­szych gwiazd „Piw­ni­cy pod Bara­na­mi”, któ­ra była kul­tu­ral­nym feno­me­nem okre­su Pol­ski Ludo­wej. Wystę­po­wa­ła tak­że na deskach teatrów w Kra­ko­wie, Kiel­cach i Rado­miu, pro­wa­dzi­ła wła­sną audy­cję w radio­wej Trój­ce. Tym­cza­sem bez­pie­ka nie odpusz­cza­ła, infil­tru­jąc zarów­no jej życie zawo­do­we jak pry­wat­ne. W obli­czu oso­bi­stych dyle­ma­tów i trud­nych do znie­sie­nia oko­licz­no­ści poli­tycz­nych, w 1965 roku zde­cy­do­wa­ła się na wyjazd z Polski.

Kolej­ne lata Bar­ba­ra Nawra­to­wicz spę­dzi­ła na emi­gra­cji. Po krót­kim poby­cie w Kopen­ha­dze, przez ponad 20 lat miesz­ka­ła w Mona­chium, a następ­nie bli­sko 30 lat w Queen­sland w Austra­lii. Więk­szość tego cza­su prze­pra­co­wa­ła dla sek­cji pol­skiej Radia Wol­na Euro­pa. Do roz­gło­śni tra­fi­ła w 1965 roku na zapro­sze­nie Jana Nowa­ka-Jezio­rań­skie­go. Mam wie­le oso­bi­stych wspo­mnień zwią­za­nych zarów­no z „kurie­rem z War­sza­wy”, jak rów­nież z reda­go­wa­ną przez Bar­ba­rę „Pano­ra­mą dnia”, któ­rej w cza­sach PRL‑u słu­cha­li­śmy z ojcem z lam­po­we­go odbior­ni­ka „Ramo­na” z zie­lo­nym oczkiem. Po śmier­ci męża Davi­da Stu­ar­ta, wywo­dzą­ce­go się ze sta­rej szkoc­kiej rodzi­ny, w 2015 roku posta­no­wi­ła wró­cić z Queen­sland do uko­cha­ne­go Kra­ko­wa. Pogar­sza­ją­cy się stan zdro­wia, kło­po­ty z pamię­cią i depre­sja spra­wi­ły, że szyb­ko gasła. Pod koniec życia prze­ka­za­ła pla­ców­ce dla dzie­ci nie­wi­do­mych i sła­bo­wi­dzą­cych przy ul. Tyniec­kiej 6 w Kra­ko­wie kwo­tę ponad 2 mln zł. Ode­szła 10 maja 2024 roku w Szwajcarii.

Bole­sna skar­ga Bar­ba­ry nie­sie się przez całą histo­rię ludz­ko­ści. Gdzie­kol­wiek bowiem na świe­cie cier­pi nie­win­ny, ku nie­bu wzno­si się gło­śny wyrzut. Gdzie jesteś? — pyta­ją powa­le­ni przez cho­ro­bę, ból, nie­szczę­ście i samot­ność. Mil­cze­nie Boga roz­cza­ro­wu­je, a nie­rzad­ko wywo­łu­je zwąt­pie­nie. Jak to moż­li­we, że czło­wie­ka pra­we­go spo­ty­ka zły los, a zło­czyń­ca żyje beztrosko?

W arse­na­le ludz­ko­ści nie ma cięż­szej bro­ni wymie­rzo­nej w nie­bo niż pyta­nia o gene­zę zła i sens cier­pie­nia. Wobec gorz­kiej skar­gi stwo­rze­nia, Bóg nie ma pra­wa w nie­skoń­czo­ność mil­czeć. Biblij­ny Hiob, któ­ry pod­no­si krzyk w obro­nie wła­snej god­no­ści, czy­ni to na mocy prze­ko­na­nia, że Stwór­ca ist­nie­ją­cy prze­ciw­ko czło­wie­ko­wi jest skan­da­lem wszech­cza­sów. W odpo­wie­dzi usły­szy: „A kto żeru dostar­cza kru­ko­wi, gdy mło­de do Boga woła­ją i błą­dzą z bra­ku żyw­no­ści?” (Hi 38:41). Psal­mi­sta potwier­dzi, że poży­wie­nie, któ­re pta­si rodzi­ce przy­no­szą z dale­ka swym wiecz­nie głod­nym i skrze­czą­cym pisklę­tom, pocho­dzi od życz­li­we­go Kró­la świa­ta: „On daje pokarm bydłu, pisklę­tom kru­ka to, o co woła­ją” (Ps 147:9). Oby­dwa frag­men­ty wyra­ża­ją popu­lar­ny w cza­sach sta­ro­te­sta­men­tal­nych pogląd, że doro­słe kru­ki zbyt krót­ko opie­ku­ją się pisklę­ta­mi. Kru­czę­ta muszą wcze­śnie nauczyć się samo­dziel­no­ści i pew­nie pogi­nę­ły­by z gło­du, gdy­by nie Boża Opatrz­ność, któ­ra nad nimi czu­wa. Pokor­ne uzna­nie odwiecz­ne­go porząd­ku, ukształ­to­wa­ne­go przez Boga, któ­ry kie­ru­je wiel­kim spek­ta­klem dzie­jów i trosz­czy się o wszyst­kich i każ­de­go z osob­na osta­tecz­nie ukoi ser­ce Hio­ba: „Jestem mały, cóż Ci odpo­wiem! Rękę poło­żę na ustach.” (Hi 40:4)

Ks. prof. Józef Tisch­ner przy­wo­łu­je sce­nę z góry Synaj, na któ­rej Moj­żesz widzi odcho­dzą­ce­go Boga Jah­we. Oglą­da go „od tyłu”, odwró­co­ne­go ple­ca­mi. Jest to jasna suge­stia, że pod­sta­wo­wym źró­dłem doświad­cze­nia reli­gij­ne­go jest wspo­mnie­nie. Boga nie moż­na ujrzeć „twa­rzą w twarz” i pozo­stać przy życiu. Jeste­śmy jak sowa Ate­ny, któ­ra widzi w nocy rze­czy, któ­rych nie była w sta­nie dostrzec za dnia. Ponie­waż teraź­niej­szość umy­ka naszej bie­żą­cej uwa­dze, dopie­ro „post fac­tum”, gdy Bóg mówi nam „do widze­nia” orien­tu­je­my się, że prze­cho­dził obok nas. Muśnię­cie nie­skoń­czo­no­ści sta­je się oczy­wi­ste, gdy z naszych oczu opa­da­ją łuski, któ­re upo­śle­dza­ły nasz wzrok. Czas i oko­licz­no­ści powtór­ne­go zja­wie­nia się Pana Wie­ków pozo­sta­ją nie­zna­ne. Pew­ne jest tyl­ko jed­no, że powró­ci w naj­bar­dziej zaska­ku­ją­cy spo­sób. Bez wzglę­du na to, czy spo­tka nas w chwi­li try­um­fu, czy na dnie roz­pa­czy, zawsze odkry­je­my Go przez wspo­mnie­nie. Ludz­ka pamięć jest fun­da­men­tem toż­sa­mo­ści. Ponie­waż zaś jest zawod­na, litur­gia po wie­lo­kroć odwo­łu­je się do pamię­ci same­go Boga: „Pamię­taj, Boże, o swo­ich słu­gach i słu­żeb­ni­cach, któ­rzy przed nami ode­szli ze zna­kiem wia­ry i śpią w poko­ju.” (Kanon Rzymski)

Pro­chy słu­żeb­ni­cy wol­ne­go sło­wa, Bar­ba­ry Nawra­to­wicz zło­żo­ne do gro­bu wej­dą w odwiecz­ny obieg mate­rii Wszech­świa­ta i będą w nim krą­żyć aż po jego kres. Jej ener­gia ducho­wa nie tyl­ko nie ule­gnie roz­pro­sze­niu, ale na trwa­łe zapi­sze się na wiel­kim Boskim ser­we­rze, gdzie w połą­cze­niu z całą resz­tą danych pozo­sta­nie pli­kiem uni­kal­nym w całej histo­rii. Tam będzie ocze­ki­wać na zmar­twych­wsta­nie cia­ła, gdy cały jej ducho­wy kon­tent, wszyst­ko czym była, jest i będzie otrzy­ma swój nie­śmier­tel­ny nośnik.

Wpraw­dzie son­da Voy­ager 1 nie sfo­to­gra­fo­wa­ła Boga, zasia­da­ją­ce­go na tro­nie z pla­net, jed­nak uka­za­ła per­spek­ty­wę, któ­ra nie­uchron­nie sta­wia nas w obli­czu pytań o Jego ist­nie­nie i sens ludz­kiej egzy­sten­cji. Jak bowiem pogo­dzić ze śmier­cią ogrom i pre­cy­zję Kosmo­su, nie­po­wta­rzal­ność osób ludz­kich, a nade wszyst­ko wyry­te w naszych ser­cach pra­gnie­nie miło­ści? Prze­cież kochać to zna­czy mówić dru­gie­mu: „Ty nie umrzesz!” Spo­czy­waj w poko­ju Bar­ba­ro. Amen.