0:00/ 0:00
Wesprzyj

lub na 70 1240 1431 1111 0000 1045 5360 (numer konta parafii)

ZAMKNIJ

Przekaż ofiarę dla Bazyliki Mariackiej

Przejdź

lub na 70 1240 1431 1111 0000 1045 5360 (numer konta parafii)

Kazania

Ślad Dobrego Pasterza

Ślad Dobrego Pasterza

Dzięk­czy­nie­nie za posłu­gę Słu­gi Bożej Han­ny Hele­ny Chrza­now­skiej w bazy­li­ce Mariac­kiej, 21 kwiet­nia 2018 roku. Zapro­szo­no sio­stry zakon­ne mia­sta Krakowa.

Sło­wo wstęp­ne ks. inf. Dariu­sza Rasia: 

Naj­do­stoj­niej­szy Księ­że Bisku­pie Tadeuszu,
Dro­dzy kra­ko­wia­nie i nasi goście!

W Eucha­ry­stii – dzięk­czy­nie­niu Bogu – szcze­gól­nie wska­zu­je­my dziś na ślad Han­ny Hele­ny Chrza­now­skiej, pol­skiej kato­licz­ki, pie­lę­gniar­ki, dzia­łacz­ki cha­ry­ta­tyw­nej, peda­gog, instruk­tor­ki i pre­kur­sor­ki pie­lę­gniar­stwa rodzin­ne­go, domo­we­go i para­fial­ne­go. To ona, w tej para­fii pod opie­ką kard. Karo­la Woj­ty­ły i infu­ła­ta Fer­dy­nan­da Machaya, moje­go poprzed­ni­ka, roz­po­czy­na­ła nie­gdyś swo­ją prze­bo­jo­wą dro­gę do naj­bar­dziej potrze­bu­ją­cych. Han­na Chrza­now­ska miło­sier­dzia dla czło­wie­ka przy­wo­ły­wa­ła wpierw modli­twą przed tutej­szym ołta­rzem Chry­stu­sa Ukrzy­żo­wa­ne­go, pod dachem tego kościo­ła poświę­co­ne­go Jego Mat­ce, i potem wpro­wa­dza­ła je w czyn. Han­na zosta­nie ogło­szo­na bło­go­sła­wio­ną i god­ną chwa­ły ołta­rzy, a beaty­fi­ka­cja 45 lat po jej śmier­ci w nad­cho­dzą­cą sobo­tę w bazy­li­ce Boże­go Miło­sier­dzia w Łagiew­ni­kach jest dla nas wyjąt­ko­wym znakiem.

Pod­czas swo­je­go wystą­pie­nia przed pięć­dzie­się­ciu laty przed tym ołta­rzem powie­dzia­ła: „I wła­śnie dla­te­go tak gorą­co wie­rzy­my, wie­my, że Mat­ka Chry­stu­so­wa jest z nami. Z nami, a więc wśród cho­rych naszych roz­pro­szo­nych po domach, cho­rych sta­rych i mło­dych. A więc wśród opie­ku­nek para­fial­nych zakon­nych i świeckich”.

Pro­śmy Boga o podob­ną wraż­li­wość na Jego natchnie­nia i na dzia­ła­nie, otwar­tość na cho­re­go, czę­sto bez­i­mien­ne­go, czę­sto ciche­go i zagu­bio­ne­go w trud­no­ściach zma­ga­nia się ze sła­bo­ścia­mi cia­ła i duszy. Tego niech nauczy nas Chry­stus Bara­nek Zabi­ty i Zmar­twych­wsta­ły i Jego Mat­ka Kró­lo­wa nie­ba i ziemi.

Kaza­nie wygło­szo­ne przez bisku­pa Tade­usza Pieronka:

Moi Dro­dzy,
Czwar­ta Nie­dzie­la Wiel­ka­no­cy, zwa­na Nie­dzie­lą Dobre­go Paste­rza od wie­lu lat poświę­co­na jest modli­twie o powo­ła­nia, nie tyl­ko kapłań­skie i zakon­ne, ale o wszel­kie inne zwłasz­cza zwią­za­ne z odpo­wie­dzial­no­ścią o innych ludzi.

Obraz Chry­stu­sa jako paste­rza owiec, został już sze­ro­ko nakre­ślo­ny przez pro­ro­ków Sta­re­go Testa­men­tu, zwłasz­cza przez Eze­chie­la i Zacha­ria­sza. W pro­ro­czym widze­niu dostrze­ga­ją oni Chry­stu­sa jako paste­rza Izra­ela. Obraz ten wyci­snął głę­bo­kie pięt­no na poboż­no­ści Izra­ela i – szcze­gól­nie w cięż­kich dla nie­go chwi­lach – stał się sło­wem pocie­sze­nia i nadziei. Ta ufna poboż­ność może naj­pięk­niej wyra­zi­ła się w Psal­mie 23: „Pan jest moim paste­rzem – cho­ciaż­bym cho­dził ciem­ną doli­ną, zła się nie ulęk­nę, bo Ty jesteś ze mną… Kij Twój i laska paster­ska są moją pocie­chą” (Ps 23, 1–4).

Pro­rok Zacha­riasz ostrze­ga też Izra­ela, że nie prze­trwa jako całość, jako naród, jako wspól­no­ta, kie­dy mu zabrak­nie paste­rza. „Ude­rzę paste­rza, a roz­pro­szą się owce trzo­dy” (Mk 14, 27). Bóg jed­nak nigdy nie opu­ści swo­je­go ludu, i nawet wów­czas, kie­dy dozna on krzyw­dy i roz­pro­sze­nia – będzie się o nie­go trosz­czył. „Wypro­wa­dzę (owce) spo­mię­dzy naro­dów i zgro­ma­dzę je z róż­nych kra­jów, spro­wa­dzę je z powro­tem do ich zie­mi (…) Ja sam będę pasł moje owce i Ja sam będę je ukła­dał na lego­wi­sku. Zagu­bio­ną odszu­kam, zbłą­ka­ną spro­wa­dzę z powro­tem. Oka­le­czo­ną opa­trzę, cho­rą umoc­nię, a tłu­stą i moc­ną będę ochra­niał (…) Będę pasł spra­wie­dli­wie” (Ez 34).

Tę wizję paste­rza zatro­ska­ne­go o swo­je owce, powta­rza i potwier­dza Chry­stus w swo­im naucza­niu, co wię­cej, bar­dzo ją ubo­ga­ca. Ewan­ge­li­ści z kolei, przy­ta­cza­ją i cytu­ją tek­sty pro­ro­ków, poka­zu­jąc, że odno­si­ły się one do Chry­stu­sa, Jego posłu­gi jako paste­rza nowe­go ludu wybra­ne­go, któ­rym jest Kościół pro­wa­dzą­cy wier­nych do zba­wie­nia. Wszyst­kie histo­rycz­ne tre­ści obra­zu paste­rza, Chry­stus przej­mu­je, oczysz­cza i nada­je im peł­ny sens zbaw­czy. Dobre­mu prze­ciw­sta­wia obraz złe­go, ego­istycz­ne­go paste­rza, nazy­wa­jąc go zło­dzie­jem. Zło­dziej przy­cho­dzi do owczar­ni tyl­ko po to, „aby kraść, zabi­jać i nisz­czyć” jak wilk. Na owce patrzy jak na rzecz, któ­ra do nie­go nale­ży, któ­rą posia­da i wyko­rzy­stu­je do wła­snych celów. Cho­dzi mu tyl­ko o sie­bie same­go, wszyst­ko jest dla nie­go. Praw­dzi­wy pasterz postę­pu­je na odwrót „Ja przy­sze­dłem po to, aby owce mia­ły życie i mia­ły je  w obfi­to­ści” (J 10,10). Oto wiel­ka obiet­ni­ca Jezu­sa: dawać życie w obfi­to­ści. Życia w obfi­to­ści pra­gnie każ­dy czło­wiek. Ale na czym pole­ga peł­nia życia? Kie­dy ją osią­ga­my? Czy wte­dy, kie­dy żyje­my jak syn mar­no­traw­ny – prze­pusz­cza­jąc i trwo­niąc na zachcian­ki i przy­jem­no­ści wszyst­ko, co otrzy­ma­li­śmy od Boga? Czy wte­dy osią­gnie­my peł­nię życia, kie­dy żyje­my jak zło­dziej i roz­bój­nik? Jak wilk pośród ludzi zagar­nia­jąc wszyst­ko dla siebie?

Jezus obie­cu­je, że poka­że owcom pastwi­sko, że dopro­wa­dzi je do źró­deł życia. Czy­ta­my o tym znów w Psal­mie 23: „Pozwa­la mi leżeć na zie­lo­nych pastwi­skach. Pro­wa­dzi mnie do wody gdzie mogę odpo­cząć. Orzeź­wia moja duszę. Stół dla mnie zasta­wia (…) dobroć i łaska pój­dą w ślad za mną przez wszyst­kie dni mego życia”, „na dobrym pastwi­sku będę je pasał. Na wyży­nach Izra­ela ma być ich pastwisko”.

Chrze­ści­jań­ska Tra­dy­cja uka­za­na w pismach Ojców Kościo­ła wyja­śnia, że tymi wyży­na­mi Izra­ela, pastwi­skiem na któ­rym mają się paść i żywić wie­rzą­cy w Chry­stu­sa, są dary i dobra przy­nie­sio­ne na świat z przyj­ściem Syna Boże­go – Mesja­sza. To On w swo­jej Oso­bie, naucza­niu, przy­kła­dzie i w sakra­men­tach sta­je się pokar­mem czło­wie­ka na życie wiecz­ne. Sło­wo Boże i pomoc łaski sakra­men­tal­nej są two­rzy­wem życia reli­gij­ne­go, życia wewnętrz­ne­go owiec w zagro­dzie Chrystusa.

Zgro­ma­dzi­li­śmy się dzi­siaj w bazy­li­ce Mariac­kiej w Kra­ko­wie by przy­go­to­wać się ducho­wo do beaty­fi­ka­cji Słu­gi Bożej, Han­ny Chrza­now­skiej, któ­ra w swo­im życiu poszła śla­da­mi św. Bra­ta Alber­ta, a przede wszyst­kim śla­da­mi Chry­stu­sa Dobre­go Paste­rza, któ­ry znaj­du­je zagu­bio­ną owcę, bie­rze ją na swo­je ramio­na i zano­si do swo­jej owczar­ni. Han­na była zwią­za­na z para­fią mariac­ką, bo to wła­śnie w niej pod­ję­ła dłu­go­let­nią pra­cę cha­ry­ta­tyw­ną, jesz­cze za księ­dza infu­ła­ta Fer­dy­nan­da Machaya, kie­dy ze wzglę­du na jej reli­gij­ność w orga­ni­zo­wa­niu reko­lek­cji dla pie­lę­gnia­rek stra­ci­ła sta­no­wi­sko dyrek­to­ra Szko­ły Pie­lę­gniar­stwa Psy­chia­trycz­ne­go w Kobie­rzy­nie. Han­na chcia­ła zostać dobrą pie­lę­gniar­ką. Ukoń­czy­ła Szko­łę Pie­lę­gniar­stwa w War­sza­wie, uzu­peł­nia­ła swo­ją wie­dzę we Fran­cji, w Bel­gii i w Sta­nach Zjed­no­czo­nych, skąd prze­szcze­pi­ła do Pol­ski pie­lę­gniar­stwo domo­we. Przez 10 lat była naczel­ną redak­tor­ką mie­sięcz­ni­ka „Pie­lę­gniar­ka Pol­ska”. Pod­ję­ła w Kra­ko­wie pra­cę w Szko­le Pie­lę­gnia­rek. Jesz­cze przed woj­ną była wolon­ta­riusz­ką w Oby­wa­tel­skim Komi­te­cie Pomo­cy Spo­łecz­nej, pod kie­row­nic­twem metro­po­li­ty kra­kow­skie­go księ­cia Ada­ma Ste­fa­na Sapie­hy. Po woj­nie pod­czas, któ­rej stra­ci­ła pra­wie całą rodzi­nę, ojciec sław­ny pro­fe­sor Uni­wer­sy­te­tu Jagiel­loń­skie­go, polo­ni­sta, zmarł w obo­zie, brat został zamor­do­wa­ny w Katy­niu, poświę­ci­ła się nie­sie­niu pomo­cy cho­rym, pra­cy dydak­tycz­nej wśród pie­lę­gnia­rek i wolon­ta­riu­szy. Roz­wi­nę­ła na dużą ska­lę pie­lę­gniar­stwo w domach cho­rych, któ­re gorą­co wspie­rał i bło­go­sła­wił metro­po­li­ta kra­kow­ski Karol Woj­ty­ła. Trak­to­wa­ła swo­ją pra­cę jako powołanie.

Słu­ga Boża Han­na jest przy­kła­dem hero­icz­nej tro­ski o ludz­ką god­ność i chrze­ści­jań­ską twarz czło­wie­ka, któ­ry z róż­nych przy­czyn: bie­dy, cho­ro­by, woj­ny, spo­łecz­ne­go odrzu­ce­nia, zagu­bie­nia, znie­wo­le­nia, potrze­bu­je wspar­cia, odro­bi­ny miło­ści, poda­nia mu pomoc­nej dło­ni, zaję­cia się nim, bo już nie ma niko­go. Takich ludzi moż­na zna­leźć tyl­ko w oso­bach wraż­li­wych na ludz­kie cier­pie­nie, a zwłasz­cza tych, któ­rzy dostrze­ga­ją obli­cze cier­pią­ce­go Chry­stu­sa w każ­dym czło­wie­ku dotknię­tym nie­szczę­ściem. Na listę takich ludzi wpi­sa­ła się Han­na Chrza­now­ska, wycho­wa­na przez rodzi­ców, któ­rzy mimo wła­snej obo­jęt­no­ści reli­gij­nej prze­ka­za­li cór­ce głę­bo­ką wraż­li­wość na wszel­ką ludz­ką bie­dę i wycho­wa­li w niej natu­ral­ny instynkt poma­ga­nia tym, któ­rzy są w potrze­bie, albo sta­li się ofia­ra­mi tra­gicz­nych wojen, opusz­cze­nia przez swo­ich bli­skich, ludz­ką znieczulicę.

Zadzi­wia­ją­cy jest pro­ces jej wej­ścia w sfe­rę moty­wa­cji reli­gij­nej tego, co robi. Bo wie­le lat trosz­czy­ła się o potrze­bu­ją­cych, ale nie była świa­do­ma, że ist­nie­je o wie­le głęb­sza moty­wa­cja takie­go wysił­ku niż idea filan­tro­pii, czy­li gestu zwy­kle pozba­wio­ne­go odnie­sie­nia do Boga. Ale Bóg nad nią czu­wał. Ona zaś dała Mu się pro­wa­dzić. Zaczę­ła się modlić, codzien­nie uczęsz­cza­ła w Tyń­cu na Eucha­ry­stię, odkry­ła nowe obli­cze chrze­ści­jań­stwa. Sta­ła się bene­dyk­tyń­ską oblat­ką i już do koń­ca życia była bli­sko Boga. Bar­dzo bli­sko. Tak bli­sko, że po jej śmier­ci ci, któ­rzy ją zna­li byli prze­ko­na­ni, że prze­szła przez życie dobrze czy­niąc i zasłu­ży­ła na życie wiecz­ne. Dzię­ku­je­my Ci Panie Boże, że zsy­łasz na świat takich ludzi, tak jasne świa­tła dobro­ci i miłości.

(kaza­nie spi­sa­ne z nagra­nia, tytuł i wytłusz­cze­nia od redakcji)