Sekret rodziny objawia się podczas świąt. Ta tajemnica obejmuje również czas przygotowania do nich. Wyręczamy siebie wzajemnie, pomagamy w porządkach, przygotowujemy odświętny stół, wspólnie programujemy prezenty i potem je otrzymujemy. Łamiemy się chlebem-opłatkiem. Chcemy pośpiewać kolędy; poczuć się rodzinnie. Zaprzecza temu na pewno, i jest kontrproduktywne w odniesieniu do wspólnoty-rodziny chowanie się w kryjówkach egoizmu, czyli choćby wpatrzenie w ekran komputera czy komórki zamiast w oczy najbliższych i przyjaciół.
Budowanie aktywnych więzi rodzinnych pokazuje dzisiejsza perykopa z Ewangelii św. Łukasza, rozdział 1. „W tym czasie Maryja wybrała się i poszła z pośpiechem w góry do pewnego miasta w pokoleniu Judy. Weszła do domu Zachariasza i pozdrowiła Elżbietę”. Pomoc rodzinna Maryi i odwiedziny w czasie poprzedzającym narodziny Jana, okazały się godne kart Ewangelii. Weźmy to sobie do serca na te święta.
Oczywiście wizja dobrego małżeństwa czy rodziny zakłada czasem, że wszyscy są razem, są nierozłączni przynajmniej w święta, rocznice, urodziny, imieniny. Jednak każdy wie, że ten kto wiąże się z innymi, nie ma doświadczenia idealnego życia rodzinnego — sielanki jak z reklamy. Nawet, a może przede wszystkim w Betlejem, dostrzegamy jak trudne jest czasami życie rodzinne. Każdy ma bowiem swoją historię życiową z pięknem wspomnień rodzinnych, choć niejednokrotnie ciężkim bagażem zranień. Każdy nosi w sercu swoje marzenia, tęsknoty o rodzinie, ale i zranienia czy wątpliwości. Z Maryją i Józefem było podobnie. Jednak „Bóg stał się człowiekiem nie po to, żeby idealni drukowali sobie Jego twarz na koszulkach. Nie po to, żeby silnym dać do ręki broń i władzę. Nie po to, żeby pisać o Nim książki. Stał się człowiekiem, żeby być blisko wszystkich naszych zranień” (Monika Białkowska).
Kiedy zbliżamy się do czasu adoracji tajemnicy szopki zauważmy jednak nieco więcej. Maryja i Józef przeżyli swoje spotkanie z Tajemnicą: Ona w czasie zwiastowania, jej mąż — we śnie. Każde musiało zmierzyć się z tym, co nosiło w sercu i dać Bogu swoją własną odpowiedź. Drogami wiodącymi przez codzienność doszli do pięknej historii, którą dziedziczymy w każde Święta Bożego Narodzenia. Dlatego zapytajmy, czy Bóg ma dostęp do naszych tajemnic, jak do serca-wnętrza Miriam i Yōsēfa (tak brzmią ich imiona po hebrajsku). Jak u nich Bóg zawsze zaprasza do więzi, do bycia razem, do bycia blisko. Nie stawia wstępnych warunków. Po prostu – przygarnia i pozwala się kochać, bo sam kocha pierwszy. W opowieści Betlejemskiej jest miejsce dla każdego z nas. Dlatego tak nas pociąga spokój w oczach Józefa, pełne miłości spojrzenie Maryi i szeroko otwarte oczy i ręce Jezusa.
/ks. inf. Dariusz Raś/