0:00/ 0:00
Wesprzyj

lub na 70 1240 1431 1111 0000 1045 5360 (numer konta parafii)

ZAMKNIJ

Przekaż ofiarę dla Bazyliki Mariackiej

Przejdź

lub na 70 1240 1431 1111 0000 1045 5360 (numer konta parafii)

Wydarzenia

Rok Jubileuszowy 2025

Rok Jubileuszowy 2025

Roz­po­czy­na­my w naszej Archi­die­ce­zji Świę­ty Rok Jubi­le­uszo­wy. Metro­po­li­ta kra­kow­ski arcy­bi­skup Marek Jędra­szew­ski wska­zał naszą bazy­li­kę jako miej­sce i cel poboż­nej piel­grzym­ki lub nawie­dze­nia dla wier­nych Archi­die­ce­zji Kra­kow­skiej. Nawie­dza­jąc naszą świą­ty­nię jak i 16 innych może­my uzy­skać odpust jubileuszowy.

Jubi­le­usz w Koście­le Powszech­nym roz­po­czął się 24 grud­nia 2024 roku otwar­ciem Drzwi Świę­tych w waty­kań­skiej bazy­li­ce św. Pio­tra przez papie­ża Fran­cisz­ka. W die­ce­zjach nato­miast w Nie­dzie­lę Świę­tej Rodzi­ny, 29 grud­nia. Zewnętrz­nym zna­kiem prze­ży­wa­ne­go jubi­le­uszu jest Krzyż Nowo­huc­ki, któ­ry został prze­nie­sio­ny w uro­czy­stej pro­ce­sji z kościo­ła św. Pio­tra i Paw­ła do kate­dry na Wawelu .

Rok Jubi­le­uszo­wy, obcho­dzo­ny w Koście­le kato­lic­kim co 25 lat, jest cza­sem ducho­we­go odro­dze­nia i pojed­na­nia. Tema­ty­ka jubi­le­uszu – nadzie­ja i piel­grzy­mo­wa­nie – zachę­ca wier­nych do odkry­wa­nia rado­ści pły­ną­cej ze spo­tka­nia z Chry­stu­sem. „Z Jezu­sem nadzie­ja nie zawo­dzi, a nasze życie może być peł­ne sen­su, nawet w naj­ciem­niej­szych chwi­lach” — mówił papież Fran­ci­szek pod­czas otwar­cia Drzwi Świętych.

Obcho­dy Roku Świę­te­go w Archi­die­ce­zji Kra­kow­skiej potrwa­ją do 28 grud­nia 2026 r.

Warun­ki uzy­ska­nia odpu­stu, a tak­że tre­ści, któ­re mogą pomóc w lep­szym prze­ży­ciu Roku Jubi­le­uszo­we­go dostęp­ne są na ofi­cjal­nej stro­nie inter­ne­to­wej die­ce­zjal­nych obcho­dów.

Poni­żej znaj­du­ją się: tekst bul­li papie­ża Fran­cisz­ka Spes non con­fun­dit (kolor bur­gun­do­wy) oraz List paster­ski Kon­fe­ren­cji Epi­sko­pa­tu Pol­ski na Nie­dzie­lę Świę­tej Rodzi­ny (kolor niebieski). 

SPES NON CONFUNDITBULLA OGŁASZAJĄCA JUBILEUSZ ZWYCZAJNY ROKU 2025

FRANCISZEK
BISKUP RZYMU
SŁUGA SŁUG BOŻYCH
WSZYSTKIM, KTÓRZY PRZECZYTAJĄ TEN LIST
NIECH NADZIEJA NAPEŁNI SERCE

1. „Spes non con­fun­dit”, „nadzie­ja zawieść nie może” (Rz 5, 5). W imię nadziei Paweł Apo­stoł napeł­nia odwa­gą chrze­ści­jań­ską wspól­no­tę Rzy­mu. Nadzie­ja jest rów­nież głów­nym prze­sła­niem zbli­ża­ją­ce­go się Jubi­le­uszu, któ­ry zgod­nie ze sta­ro­żyt­ną tra­dy­cją papież ogła­sza co dwa­dzie­ścia pięć lat. Myślę o wszyst­kich piel­grzy­mach nadziei, któ­rzy przy­bę­dą do Rzy­mu, aby prze­żyć Rok Świę­ty, a tak­że o tych, któ­rzy nie mogąc dotrzeć do mia­sta Apo­sto­łów Pio­tra i Paw­ła, będą go obcho­dzić w Kościo­łach par­ty­ku­lar­nych. Niech to będzie dla wszyst­kich wyda­rze­nie żywe­go i oso­bi­ste­go spo­tka­nia z Panem Jezu­sem, „bra­mą” zba­wie­nia (por. J 10, 7.9); z Tym, któ­re­go Kościół ma misję gło­sze­nia zawsze, wszę­dzie i wszyst­kim jako „naszą nadzie­ję” (1 Tm 1, 1).

Wszy­scy mają nadzie­ję. Nadzie­ja jest obec­na w ser­cu każ­de­go czło­wie­ka jako pra­gnie­nie i ocze­ki­wa­nie dobra, nawet jeśli nie wie, co przy­nie­sie ze sobą jutro. Nie­prze­wi­dy­wal­ność przy­szło­ści rodzi jed­nak nie­kie­dy sprzecz­ne uczu­cia: od ufno­ści do lęku, od pogo­dy ducha do znie­chę­ce­nia, od pew­no­ści do zwąt­pie­nia. Czę­sto spo­ty­ka­my oso­by znie­chę­co­ne, któ­re patrzą w przy­szłość ze scep­ty­cy­zmem i pesy­mi­zmem, jak­by nic nie mogło dać im szczę­ścia. Oby Jubi­le­usz był dla wszyst­kich oka­zją do oży­wie­nia nadziei. Sło­wo Boże poma­ga nam zna­leźć ku temu powo­dy. Pozwól­my, aby popro­wa­dzi­ło nas sło­wo, któ­re Apo­stoł Paweł napi­sał wła­śnie do chrze­ści­jan Rzymu.

Sło­wo nadziei

2. „Dostą­piw­szy więc uspra­wie­dli­wie­nia dzię­ki wie­rze, zacho­waj­my pokój z Bogiem przez Pana nasze­go Jezu­sa Chry­stu­sa; dzię­ki Nie­mu uzy­ska­li­śmy na pod­sta­wie wia­ry dostęp do tej łaski, w któ­rej trwa­my, i chlu­bi­my się nadzie­ją chwa­ły Bożej. (…) Nadzie­ja zawieść nie może, ponie­waż miłość Boża roz­la­na jest w ser­cach naszych przez Ducha Świę­te­go, któ­ry został nam dany” (Rz 5, 1−2.5). Św. Paweł pro­po­nu­je tutaj wie­le punk­tów do reflek­sji. Wie­my, że List do Rzy­mian sta­no­wi decy­du­ją­cy krok w jego dzia­łal­no­ści ewan­ge­li­za­cyj­nej. Do tej pory pro­wa­dził ją we wschod­niej czę­ści Impe­rium, a teraz cze­ka na nie­go Rzym ze wszyst­kim, co repre­zen­tu­je w oczach świa­ta: wiel­kie wyzwa­nie, któ­re­mu nale­ży sta­wić czo­ła w imię gło­sze­nia Ewan­ge­lii, któ­re nie może mieć prze­szkód ani gra­nic. Kościół w Rzy­mie nie został zało­żo­ny przez Paw­ła, a on odczu­wa gorą­ce pra­gnie­nie, by wkrót­ce do nie­go dotrzeć, żeby nieść wszyst­kim Ewan­ge­lię Jezu­sa Chry­stu­sa, któ­ry umarł i zmar­twych­wstał, jako prze­po­wia­da­nie nadziei, któ­ra wypeł­nia obiet­ni­ce, wpro­wa­dza do chwa­ły i, opie­ra­jąc się na miło­ści, nie zawodzi.

3. Nadzie­ja rodzi się w isto­cie z miło­ści i opie­ra się na miło­ści, któ­ra wypły­wa z Ser­ca Jezu­sa prze­bi­te­go na krzy­żu: „Jeże­li bowiem, będąc nie­przy­ja­ciół­mi, zosta­li­śmy pojed­na­ni z Bogiem przez śmierć Jego Syna, to tym bar­dziej, będąc już pojed­na­ni, dostą­pi­my zba­wie­nia przez Jego życie” (Rz 5, 10). A Jego życie obja­wia się w naszym życiu wia­ry, któ­re zaczy­na się od chrztu, roz­wi­ja się w ule­gło­ści wobec łaski Bożej, i dla­te­go jest oży­wia­ne nadzie­ją, któ­ra, dzię­ki dzia­ła­niu Ducha Świę­te­go, jest sta­le odna­wia­na i niewzruszona.

To wła­śnie Duch Świę­ty, swo­ją nie­ustan­ną obec­no­ścią na dro­dze Kościo­ła, pro­mie­niu­je w wie­rzą­cych świa­tłem nadziei: pod­trzy­mu­je ją jak pochod­nię, któ­ra nigdy nie gaśnie, aby wspie­rać i oży­wiać nasze życie. Istot­nie, nadzie­ja chrze­ści­jań­ska nie zwo­dzi ani nie roz­cza­ro­wu­je, ponie­waż opie­ra się na pew­no­ści, że nic i nikt nigdy nie będzie w sta­nie oddzie­lić nas od Bożej miło­ści: „Któż nas może odłą­czyć od miło­ści Chry­stu­so­wej? Utra­pie­nie, ucisk czy prze­śla­do­wa­nie, głód czy nagość, nie­bez­pie­czeń­stwo czy miecz? […] Ale we wszyst­kim tym odno­si­my peł­ne zwy­cię­stwo dzię­ki Temu, któ­ry nas umi­ło­wał. I jestem pewien, że ani śmierć, ani życie, ani anio­ło­wie, ani Zwierzch­no­ści, ani rze­czy teraź­niej­sze, ani przy­szłe, ani Moce, ani co [jest] wyso­ko, ani co głę­bo­ko, ani jakie­kol­wiek inne stwo­rze­nie nie zdo­ła nas odłą­czyć od miło­ści Boga, któ­ra jest w Chry­stu­sie Jezu­sie, Panu naszym” ( Rz 8, 35.37−39). Dla­te­go nadzie­ja ta nie ustę­pu­je w obli­czu trud­no­ści: opie­ra się na wie­rze i kar­mi się miło­ścią, a tym samym pozwa­la iść naprzód w życiu. Św. Augu­styn pisze na ten temat: „Nie moż­na żyć w jakim­kol­wiek sta­nie bez tych trzech uczuć duszy: wie­rze­nia, ufa­nia i kocha­nia” [1].

4. Św. Paweł jest wiel­kim reali­stą. Wie, że życie skła­da się z rado­ści i smut­ków, że miłość jest pod­da­wa­na pró­bie, gdy wzra­sta­ją trud­no­ści, a nadzie­ja wyda­je się zała­my­wać w obli­czu cier­pie­nia. Mimo to pisze: „Chlu­bi­my się tak­że z uci­sków, wie­dząc, że ucisk wyra­bia wytrwa­łość, a wytrwa­łość – wypró­bo­wa­ną cno­tę, wypró­bo­wa­na zaś cno­ta – nadzie­ję” (Rz 5, 3–4). Dla Apo­sto­ła, ucisk i cier­pie­nie są typo­wy­mi warun­ka­mi tych, któ­rzy gło­szą Ewan­ge­lię w kon­tek­ście nie­zro­zu­mie­nia i prze­śla­do­wań (por. 2 Kor 6, 3–10). Ale w takich sytu­acjach, przez ciem­ność prze­bi­ja się świa­tło: odkry­wa­my, jak ewan­ge­li­za­cja pod­trzy­my­wa­na jest przez moc pły­ną­cą z krzy­ża i zmar­twych­wsta­nia Chry­stu­sa. A to pro­wa­dzi do roz­wo­ju cno­ty ści­śle zwią­za­nej z nadzie­ją: cier­pli­wo­ści. Nawy­kli­śmy już, by chcieć wszyst­kie­go i natych­miast, w świe­cie, w któ­rym pośpiech stał się czymś sta­łym. Nie mamy już cza­su na spo­tka­nia, a czę­sto nawet w rodzi­nach trud­no jest być razem i spo­koj­nie poroz­ma­wiać. Cier­pli­wość zosta­ła wygna­na przez pośpiech, wyrzą­dza­jąc ludziom wiel­ką krzyw­dę. Nie­cier­pli­wość, ner­wo­wość, cza­sem nie­uza­sad­nio­na prze­moc bio­rą górę, rodząc nie­za­do­wo­le­nie i zamknięcie.

Ponad­to, w dobie inter­ne­tu, gdzie prze­strzeń i czas są wypie­ra­ne przez „tu i teraz”, cier­pli­wość nie jest czymś zawsze obec­nym w naszym domu. Gdy­by­śmy nadal byli w sta­nie patrzeć z zadzi­wie­niem na stwo­rze­nie, mogli­by­śmy zro­zu­mieć, jak bar­dzo decy­du­ją­ce zna­cze­nie ma cier­pli­wość. Trze­ba cze­kać na zmia­nę pór roku z ich owo­ca­mi; obser­wo­wać życie zwie­rząt i cykle ich roz­wo­ju; mieć pro­ste oczy św. Fran­cisz­ka, któ­ry w swo­jej Pie­śni sło­necz­nej, napi­sa­nej dokład­nie 800 lat temu, postrze­gał stwo­rze­nie jako jed­ną wiel­ką rodzi­nę i nazy­wał słoń­ce „bra­tem”, a księ­życ „sio­strą” [2]. Odkry­cie cier­pli­wo­ści na nowo jest bar­dzo dobre dla nas samych i dla innych. Św. Paweł czę­sto odwo­łu­je się do cier­pli­wo­ści, aby pod­kre­ślić zna­cze­nie wytrwa­ło­ści i zaufa­nia do tego, co Bóg nam obie­cał, ale przede wszyst­kim świad­czy o tym, że Bóg jest cier­pli­wy wobec nas, On jest „Bogiem, któ­ry daje cier­pli­wość i pocie­chę” (Rz 15, 5). Cier­pli­wość, będą­ca rów­nież owo­cem Ducha Świę­te­go, pod­trzy­mu­je nadzie­ję i umac­nia ją jako cno­tę i spo­sób życia. Dla­te­go uczmy się czę­sto pro­sić o łaskę cier­pli­wo­ści, któ­ra jest cór­ką nadziei i jed­no­cze­śnie ją wspiera.

Dro­ga nadziei

5. Z tego prze­pla­ta­nia się nadziei i cier­pli­wo­ści jasno wyni­ka, że życie chrze­ści­jań­skie jest dro­gą, któ­ra potrze­bu­je rów­nież chwil moc­nych, aby posi­lać i wzmac­niać nadzie­ję, nie­za­stą­pio­ną towa­rzysz­kę, któ­ra pozwa­la dostrzec cel: spo­tka­nie z Panem Jezu­sem. Lubię myśleć, że dro­ga łaski, oży­wio­na ducho­wo­ścią ludo­wą, poprze­dzi­ła ogło­sze­nie pierw­sze­go Jubi­le­uszu w 1300 r. Nie może­my bowiem zapo­mnieć o róż­nych for­mach, poprzez któ­re łaska prze­ba­cze­nia zosta­ła obfi­cie wyla­na na świę­ty wier­ny Lud Boży. Przy­po­mnij­my na przy­kład wiel­kie „prze­ba­cze­nie”, któ­re­go św. Cele­styn V udzie­lił tym, któ­rzy uda­li się do Bazy­li­ki San­ta Maria di Col­le­mag­gio w L’A­qu­ila, w dniach 28 i 29 sierp­nia 1294 r., sześć lat przed usta­no­wie­niem Roku Świę­te­go przez papie­ża Boni­fa­ce­go VIII. Kościół doświad­czał już zatem jubi­le­uszo­wej łaski miło­sier­dzia. Jesz­cze wcze­śniej, w 1216 r., papież Hono­riusz III przy­jął proś­bę św. Fran­cisz­ka o odpust dla tych, któ­rzy odwie­dzą Por­cjun­ku­lę w pierw­szych dwóch dniach sierp­nia. To samo moż­na powie­dzieć o piel­grzym­ce do San­tia­go de Com­po­ste­la: w rze­czy­wi­sto­ści papież Kalikst II w 1122 r. zezwo­lił na obcho­dze­nie jubi­le­uszu w tym sank­tu­arium za każ­dym razem, gdy świę­to Apo­sto­ła Jaku­ba przy­pa­da­ło w nie­dzie­lę. Dobrze, że ten „roz­po­wszech­nio­ny” spo­sób obcho­dów jubi­le­uszo­wych jest kon­ty­nu­owa­ny, aby moc Boże­go prze­ba­cze­nia wspie­ra­ła i towa­rzy­szy­ła dro­dze wspól­not i osób.

To nie przy­pa­dek, że piel­grzy­mo­wa­nie wyra­ża fun­da­men­tal­ny ele­ment każ­de­go wyda­rze­nia jubi­le­uszo­we­go. Wyru­sza­nie w dro­gę jest typo­we dla tych, któ­rzy poszu­ku­ją sen­su życia. Pie­sze piel­grzy­mo­wa­nie bar­dzo sprzy­ja odkry­wa­niu na nowo war­to­ści mil­cze­nia, wysił­ku i tego, co istot­ne. Rów­nież w nad­cho­dzą­cym roku piel­grzy­mi nadziei nie omiesz­ka­ją prze­mie­rzyć dróg sta­ro­żyt­nych i współ­cze­snych, aby inten­syw­nie prze­żyć doświad­cze­nie jubi­le­uszo­we. W samym Rzy­mie, oprócz tra­dy­cyj­nych szla­ków w kata­kum­bach i Sied­miu Kościo­łach, poja­wią się tak­że szla­ki wia­ry. Prze­cho­dze­nie z jed­ne­go kra­ju do dru­gie­go, jak­by gra­ni­ce zosta­ły poko­na­ne, prze­cho­dze­nie z jed­ne­go mia­sta do dru­gie­go w kon­tem­pla­cji stwo­rze­nia i dzieł sztu­ki, pozwo­li doce­nić róż­ne doświad­cze­nia i kul­tu­ry, nosić w sobie pięk­no, któ­re zhar­mo­ni­zo­wa­ne z modli­twą, pro­wa­dzi do dzięk­czy­nie­nia Bogu za cuda, któ­rych doko­nał. Kościo­ły jubi­le­uszo­we, wzdłuż szla­ków oraz w Wiecz­nym Mie­ście, będą mogły być oaza­mi ducho­wo­ści, w któ­rych moż­na odświe­żyć dro­gę wia­ry i napić się ze źró­deł nadziei, przede wszyst­kim przy­stę­pu­jąc do sakra­men­tu pojed­na­nia, nie­za­stą­pio­ne­go punk­tu wyj­ścia dla praw­dzi­wej dro­gi nawró­ce­nia. W Kościo­łach par­ty­ku­lar­nych nale­ży zwró­cić szcze­gól­ną uwa­gę na przy­go­to­wa­nie kapła­nów i wier­nych do spo­wie­dzi oraz na dostęp­ność tego sakra­men­tu w for­mie indywidualnej.

Pod­czas tej piel­grzym­ki chciał­bym skie­ro­wać szcze­gól­ne zapro­sze­nie do wier­nych Kościo­łów Wschod­nich, zwłasz­cza tych, któ­rzy są już w peł­nej komu­nii z Następ­cą Pio­tra. Oni, któ­rzy tak wie­le wycier­pie­li, czę­sto aż do śmier­ci, za swo­ją wier­ność Chry­stu­so­wi i Kościo­ło­wi, muszą czuć się szcze­gól­nie mile widzia­ni w tym Rzy­mie, któ­ry jest Mat­ką tak­że dla nich, i któ­ry prze­cho­wu­je wie­le pamią­tek ich obec­no­ści. Kościół kato­lic­ki, któ­ry jest ubo­ga­co­ny ich sta­ro­żyt­ny­mi litur­gia­mi, teo­lo­gią i ducho­wo­ścią Ojców, mni­chów i teo­lo­gów, pra­gnie sym­bo­licz­nie wyra­zić gościn­ność dla nich i ich pra­wo­sław­nych bra­ci i sióstr, w cza­sie, gdy już doświad­cza­ją piel­grzym­ki Dro­gi Krzy­żo­wej, przez któ­rą czę­sto są zmu­sze­ni do opusz­cze­nia swo­ich ojczyzn, swo­ich świę­tych ziem, z któ­rych prze­moc i nie­sta­bil­ność wypę­dza­ją ich do kra­jów bez­piecz­niej­szych. Dla nich doświad­cze­nie bycia miło­wa­ny­mi przez Kościół, któ­ry ich nie opu­ści, ale pój­dzie za nimi, dokąd­kol­wiek się uda­dzą, czy­ni znak Jubi­le­uszu jesz­cze mocniejszym.

6. Rok Świę­ty 2025 nawią­zu­je do wcze­śniej­szych wyda­rzeń łaski. W ostat­nim zwy­czaj­nym Jubi­le­uszu prze­kro­czo­no próg dwu­ty­sięcz­nej rocz­ni­cy naro­dzin Jezu­sa Chry­stu­sa. Następ­nie, 13 mar­ca 2015 roku ogło­si­łem Jubi­le­usz nad­zwy­czaj­ny, któ­re­go celem było uka­za­nie i umoż­li­wie­nie ludziom spo­tka­nia z „Obli­czem Miło­sier­dzia” Boga [3], cen­tral­nym prze­po­wia­da­niem Ewan­ge­lii dla każ­de­go czło­wie­ka w każ­dej epo­ce. Teraz nad­szedł czas nowe­go Jubi­le­uszu, w któ­rym Drzwi Świę­te zosta­ną ponow­nie otwar­te, aby dać żywe doświad­cze­nie Bożej miło­ści, któ­ra wzbu­dza w ser­cu pew­ną nadzie­ję zba­wie­nia w Chry­stu­sie. Jed­no­cze­śnie ten Rok Świę­ty skie­ru­je nas ku kolej­nej fun­da­men­tal­nej rocz­ni­cy dla wszyst­kich chrze­ści­jan: w 2033 r. obcho­dzo­ne będzie bowiem dwa tysią­ce lat Odku­pie­nia doko­na­ne­go przez mękę, śmierć i zmar­twych­wsta­nie Pana Jezu­sa. Przed nami zatem dro­ga nazna­czo­na wiel­ki­mi eta­pa­mi, w któ­rej łaska Boża poprze­dza i towa­rzy­szy ludziom gor­li­wie kro­czą­cym w wie­rze, czyn­nym w miło­ści i wytrwa­łym w nadziei (por . 1 Tes 1, 3).

Wspie­ra­ny tak dłu­gą tra­dy­cją i mając pew­ność, że ten Rok Jubi­le­uszo­wy będzie dla całe­go Kościo­ła inten­syw­nym doświad­cze­niem łaski i nadziei, zarzą­dzam, aby Drzwi Świę­te Bazy­li­ki Świę­te­go Pio­tra w Waty­ka­nie zosta­ły otwar­te 24 grud­nia bie­żą­ce­go roku, roz­po­czy­na­jąc w ten spo­sób Jubi­le­usz Zwy­czaj­ny. W nie­dzie­lę, 29 grud­nia 2024 r., otwo­rzę Drzwi Świę­te mojej kate­dry Świę­te­go Jana na Late­ra­nie, któ­ra 9 listo­pa­da tego roku będzie obcho­dzić 1700. rocz­ni­cę poświę­ce­nia. Następ­nie, 1 stycz­nia 2025 r., w uro­czy­stość Świę­tej Bożej Rodzi­ciel­ki Maryi zosta­ną otwar­te Drzwi Świę­te papie­skiej Bazy­li­ki Mat­ki Bożej Więk­szej. Na koniec, w nie­dzie­lę 5 stycz­nia, zosta­ną otwar­te Drzwi Świę­te papie­skiej Bazy­li­ki Świę­te­go Paw­ła za Mura­mi. Te trzy ostat­nie Drzwi Świę­te zosta­ną zamknię­te przed nie­dzie­lą 28 grud­nia tego same­go roku.

Posta­na­wiam rów­nież, że w nie­dzie­lę 29 grud­nia 2024 r., we wszyst­kich kate­drach i kon­ka­te­drach, bisku­pi die­ce­zjal­ni będą spra­wo­wać Eucha­ry­stię jako uro­czy­ste otwar­cie Roku Jubi­le­uszo­we­go, zgod­nie z Rytu­ałem, któ­ry zosta­nie przy­go­to­wa­ny na tę oka­zję. Pod­czas cele­bra­cji w koście­le kon­ka­te­dral­nym, bisku­pa może zastą­pić jeden z jego spe­cjal­nie wyzna­czo­nych dele­ga­tów. Niech piel­grzym­ka z kościo­ła wybra­ne­go na col­lec­tio [tj. zgro­ma­dze­nie], do kate­dry, będzie zna­kiem dro­gi nadziei, któ­ra oświe­co­na Sło­wem Bożym jed­no­czy wie­rzą­cych. Niech pod­czas tej piel­grzym­ki odczy­ty­wa­ne będą nie­któ­re frag­men­ty niniej­sze­go Doku­men­tu i niech będzie ogło­szo­ny ludo­wi Odpust Jubi­le­uszo­wy, któ­ry będzie moż­na uzy­skać w Kościo­łach par­ty­ku­lar­nych, zgod­nie z prze­pi­sa­mi zawar­ty­mi w tym samym Rytu­ale obcho­dów Jubi­le­uszu. Pod­czas Roku Świę­te­go, któ­ry w Kościo­łach par­ty­ku­lar­nych zakoń­czy się w nie­dzie­lę 28 grud­nia 2025 r., nale­ży zatrosz­czyć się o to, aby Lud Boży mógł przy­jąć z peł­nym udzia­łem zarów­no gło­sze­nie nadziei łaski Bożej, jak i zna­ki potwier­dza­ją­ce jej skuteczność.

Jubi­le­usz Zwy­czaj­ny zakoń­czy się zamknię­ciem Drzwi Świę­tych Papie­skiej Bazy­li­ki Świę­te­go Pio­tra w Waty­ka­nie, 6 stycz­nia 2026 r., w uro­czy­stość Obja­wie­nia Pań­skie­go. Oby świa­tło chrze­ści­jań­skiej nadziei dotar­ło do każ­de­go czło­wie­ka, jako orę­dzie Bożej miło­ści skie­ro­wa­ne do wszyst­kich! Niech Kościół będzie wier­nym świad­kiem tego orę­dzia na całym świecie!

Zna­ki nadziei

7. Oprócz czer­pa­nia nadziei z łaski Bożej, jeste­śmy wezwa­ni do odkry­wa­nia jej tak­że w zna­kach cza­su, któ­re daje nam Pan. Jak stwier­dza Sobór Waty­kań­ski II, „Kościół zawsze jest zobo­wią­za­ny do bada­nia zna­ków cza­su i ich inter­pre­to­wa­nia w świe­tle Ewan­ge­lii, tak aby w spo­sób dosto­swa­ny do każ­de­go poko­le­nia mógł odpo­wie­dzieć na odwiecz­ne pyta­nia ludzi o sens życia docze­sne­go i przy­szłe­go oraz o ich wza­jem­ną rela­cję” [4]. Koniecz­ne jest zatem zwró­ce­nie uwa­gi na wie­le dobra obec­ne­go w świe­cie, aby nie ulec poku­sie prze­ko­na­nia o byciu poko­na­nym przez zło i prze­moc. Jed­nak zna­ki cza­su, któ­re zawie­ra­ją tęsk­no­tę ludz­kie­go ser­ca, potrze­bu­ją­ce­go zbaw­czej obec­no­ści Boga, doma­ga­ją się, by zosta­ły prze­kształ­co­ne w zna­ki nadziei.

8. Niech pierw­szy znak nadziei prze­ło­ży się na pokój dla świa­ta, któ­ry po raz kolej­ny pogrą­ża się w tra­ge­dii woj­ny. Ludz­kość nie­po­mna na dra­ma­ty prze­szło­ści, pod­da­wa­na jest nowej i trud­nej pró­bie, w któ­rej wie­le ludów jest uci­ska­nych przez bru­tal­ność prze­mo­cy. Cze­go jesz­cze bra­ku­je tym naro­dom, cze­go by jesz­cze nie dozna­ły? Jak to moż­li­we, że ich roz­pacz­li­we woła­nie o pomoc nie pobu­dza przy­wód­ców naro­dów do zakoń­cze­nia zbyt wie­lu regio­nal­nych kon­flik­tów, mimo świa­do­mo­ści kon­se­kwen­cji, któ­re mogą z nich wynik­nąć na pozio­mie glo­bal­nym? Czy to zbyt wie­le, by marzyć, aby broń umil­kła i prze­sta­ła przy­no­sić znisz­cze­nie i śmierć? Jubi­le­usz przy­po­mi­na nam, że ci, któ­rzy sta­ją się „wpro­wa­dza­ją­cy­mi pokój”, mogą być „nazwa­ni dzieć­mi Boży­mi” (Mt 5, 9). Potrze­ba poko­ju sta­no­wi wyzwa­nie dla wszyst­kich i wyma­ga reali­za­cji kon­kret­nych pro­jek­tów. Niech nie zabrak­nie zaan­ga­żo­wa­nia dyplo­ma­cji w odważ­ne i twór­cze budo­wa­nie prze­strze­ni nego­cja­cji, zmie­rza­ją­cych do trwa­łe­go pokoju.

9. Spo­glą­da­nie w przy­szłość z nadzie­ją ozna­cza rów­nież posia­da­nie wizji życia, peł­nej entu­zja­zmu, któ­rą trze­ba prze­ka­zy­wać. Nie­ste­ty, musi­my ze smut­kiem zauwa­żyć, że w wie­lu sytu­acjach, takiej per­spek­ty­wy bra­ku­je. Pierw­szą kon­se­kwen­cją jest utra­ta pra­gnie­nia prze­ka­zy­wa­nia życia. Ze wzglę­du na sza­lo­ne tem­po życia, oba­wy o przy­szłość, brak gwa­ran­cji zatrud­nie­nia i odpo­wied­niej ochro­ny socjal­nej oraz mode­le spo­łecz­ne, w któ­rych pro­gram dyk­tu­je pogoń za zyskiem, a nie pie­lę­gno­wa­nie rela­cji, w wie­lu kra­jach jeste­śmy świad­ka­mi nie­po­ko­ją­ce­go spad­ku wskaź­ni­ka uro­dzeń. Z dru­giej stro­ny, w innych kon­tek­stach, „obwi­nia­nie wzro­stu demo­gra­ficz­ne­go, a nie skraj­ne­go i selek­tyw­ne­go kon­sump­cjo­ni­zmu, jest spo­so­bem na unik­nię­cie sta­wie­nia czo­ła pro­ble­mom” [5].

Otwar­tość na życie z odpo­wie­dzial­nym macie­rzyń­stwem i ojco­stwem, jest pro­jek­tem, któ­ry Stwór­ca wpi­sał w ser­ca i cia­ła męż­czyzn i kobiet, jest misją, któ­rą Pan powie­rza mał­żon­kom oraz ich miło­ści. Jest spra­wą pil­ną, aby oprócz pra­cy legi­sla­cyj­nej państw, nie zabra­kło nie­pod­wa­żal­ne­go wspar­cia wspól­not wie­rzą­cych i całej wspól­no­ty oby­wa­tel­skiej we wszyst­kich jej ele­men­tach, ponie­waż pra­gnie­nie mło­dych ludzi rodze­nia nowych synów i córek, jako owoc płod­no­ści ich miło­ści, daje przy­szłość każ­de­mu spo­łe­czeń­stwu i jest kwe­stią nadziei: zale­ży od nadziei i rodzi nadzieję.

Wspól­no­ta chrze­ści­jań­ska nie może zatem ustę­po­wać niko­mu miej­sca we wspie­ra­niu potrze­by spo­łecz­ne­go przy­mie­rza na rzecz nadziei, któ­re było­by inklu­zyw­ne, a nie ide­olo­gicz­ne, i niech dzia­ła na rzecz przy­szło­ści nazna­czo­nej uśmie­chem wie­lu chłop­ców i dziew­czy­nek, któ­rzy przy­cho­dzą, by wypeł­nić nazbyt wie­le pustych koły­sek w wie­lu czę­ściach świa­ta. Ale wszy­scy, w rze­czy­wi­sto­ści, potrze­bu­ją odzy­skać radość życia, ponie­waż isto­ta ludz­ka, stwo­rzo­na na obraz i podo­bień­stwo Boga (por. Rdz 1, 26), nie może zado­wo­lić się prze­trwa­niem lub wege­ta­cją, dosto­so­wa­niem się do teraź­niej­szo­ści, pozwa­la­jąc zado­wo­lić się jedy­nie rze­czy­wi­sto­ścią mate­rial­ną. To zamy­ka w indy­wi­du­ali­zmie i nisz­czy nadzie­ję, rodząc smu­tek, któ­ry zagnież­dża się w ser­cu, czy­niąc ludzi zgorzk­nia­ły­mi i niecierpliwymi.

10. W Roku Jubi­le­uszo­wym będzie­my wezwa­ni do bycia nama­cal­ny­mi zna­ka­mi nadziei dla wie­lu bra­ci i sióstr żyją­cych w trud­nych warun­kach. Myślę o więź­niach, któ­rzy pozba­wie­ni wol­no­ści doświad­cza­ją każ­de­go dnia, oprócz suro­wo­ści osa­dze­nia, pust­ki emo­cjo­nal­nej, nało­żo­nych ogra­ni­czeń i, w wie­lu przy­pad­kach, bra­ku sza­cun­ku. Pro­po­nu­ję rzą­dom, aby w Roku Jubi­le­uszo­wym pod­ję­ły ini­cja­ty­wy przy­wra­ca­ją­ce nadzie­ję; for­my amne­stii lub umo­rze­nia wyro­ków, któ­re mają pomóc ludziom odzy­skać wia­rę w sie­bie i w spo­łe­czeń­stwo; pro­ce­sy rein­te­gra­cji osa­dzo­nych ze wspól­no­tą, któ­rym odpo­wia­da­ły­by kon­kret­ne zobo­wią­za­nia więź­niów do prze­strze­ga­nia prawa.

Jest to sta­ro­żyt­ne wezwa­nie, któ­re pocho­dzi ze Sło­wa Boże­go i zacho­wu­je całą swo­ją war­tość mądro­ścio­wą w przy­wo­ły­wa­niu aktów łaski i wyzwo­le­nia, pozwa­la­ją­ce zacząć od nowa: „Będzie­cie świę­cić pięć­dzie­sią­ty rok, obwie­ści­cie wyzwo­le­nie w kra­ju dla wszyst­kich jego miesz­kań­ców” ( Kpł 25, 10). To, co zosta­ło usta­no­wio­ne przez Pra­wo Moj­że­szo­we, zosta­ło pod­ję­te przez pro­ro­ka Iza­ja­sza: „Posłał mnie Pan, abym gło­sił dobrą nowi­nę ubo­gim, bym opa­try­wał rany serc zła­ma­nych, żebym zapo­wia­dał wyzwo­le­nie jeń­com i więź­niom swo­bo­dę; abym obwiesz­czał rok łaski Pań­skiej” ( Iz 61, 1–2). Są to sło­wa, któ­re Jezus uczy­nił wła­sny­mi na począt­ku swo­jej służ­by, ogła­sza­jąc w sobie wypeł­nie­nie „roku łaski Pań­skiej” (por. Łk 4, 18–19). Niech w każ­dym zakąt­ku zie­mi, wie­rzą­cy, zwłasz­cza Paste­rze, będą wyra­zi­cie­la­mi tych próśb, two­rząc jeden głos, któ­ry odważ­nie doma­ga się god­nych warun­ków dla uwię­zio­nych, posza­no­wa­nia praw czło­wie­ka, a przede wszyst­kim znie­sie­nia kary śmier­ci, środ­ka nie­przy­sta­ją­ce­go do wia­ry chrze­ści­jań­skiej i nisz­czą­ce­go wszel­ką nadzie­ję na prze­ba­cze­nie i odno­wę [6]. Aby ofia­ro­wać więź­niom kon­kret­ny znak bli­sko­ści, sam pra­gnę otwo­rzyć Drzwi Świę­te w wię­zie­niu, aby były one dla nich sym­bo­lem zachę­ca­ją­cym do patrze­nia w przy­szłość z nadzie­ją i z odno­wio­nym życio­wym zaangażowaniem.

11. Niech zna­ki nadziei będą ofe­ro­wa­ne cho­rym, znaj­du­ją­cym się w domu, czy w szpi­ta­lu. Niech ich cier­pie­nie znaj­dzie ulgę w bli­sko­ści osób, któ­re ich odwie­dza­ją i w czu­ło­ści, jaką otrzy­mu­ją. Dzie­ła miło­sier­dzia są rów­nież dzie­ła­mi nadziei, któ­re budzą w ser­cach uczu­cia wdzięcz­no­ści. A wdzięcz­ność niech dotrze do wszyst­kich pra­cow­ni­ków służ­by zdro­wia, któ­rzy w nie­rzad­ko trud­nych warun­kach peł­nią swo­ją misję, tro­skli­wie opie­ku­jąc się cho­ry­mi i słabymi.

Niech nie zabrak­nie inklu­zyw­nej tro­ski o tych, któ­rzy znaj­du­jąc się w szcze­gól­nie trud­nych warun­kach życia, doświad­cza­ją swej sła­bo­ści, zwłasz­cza jeśli cier­pią z powo­du cho­rób lub nie­peł­no­spraw­no­ści, któ­re znacz­nie ogra­ni­cza­ją oso­bi­stą auto­no­mię. Tro­ska o nich jest hym­nem na cześć ludz­kiej god­no­ści, pie­śnią nadziei, któ­ra doma­ga się zgod­ne­go chó­ru całe­go społeczeństwa.

12. Zna­ki nadziei są rów­nież potrzeb­ne tym, któ­rzy sami w sobie ją repre­zen­tu­ją: mło­dym. Nie­ste­ty czę­sto widzą oni, jak roz­pa­da­ją się ich marze­nia. Nie może­my ich zawieść: na ich entu­zja­zmie opie­ra się przy­szłość. Miło widzieć, jak wyzwa­la­ją z sie­bie ener­gię, na przy­kład gdy zaka­su­ją ręka­wy i dobro­wol­nie anga­żu­ją się w sytu­acjach kata­strof i trud­no­ści spo­łecz­nych. Ale smut­no widzieć mło­dych ludzi pozba­wio­nych nadziei. Z dru­giej stro­ny, gdy przy­szłość jest nie­pew­na i nie­do­stęp­na dla marzeń, gdy stu­dia nie ofe­ru­ją dobre­go star­tu, a brak pra­cy lub zatrud­nie­nia wystar­cza­ją­co sta­bil­ne­go, gro­zi zni­we­lo­wa­niem pra­gnień, docho­dzi wte­dy do nie­unik­nio­ne­go zagro­że­nia prze­ży­wa­nia teraź­niej­szo­ści w melan­cho­lii i nudzie. Ilu­zja nar­ko­ty­ków, ryzy­ko wykro­czeń i pogoń za tym, co krót­ko­trwa­łe, powo­du­ją w nich więk­szy zamęt niż w innych, i ukry­wa­ją pięk­no i sens życia, powo­du­jąc, iż wpa­da­ją w mrocz­ne otchła­nie, i popy­cha­ją ich do czy­nów auto­de­struk­cyj­nych. Dla­te­go niech Jubi­le­usz będzie dla Kościo­ła oka­zją do impul­su wobec nich: z odno­wio­ną pasją zatroszcz­my się o chłop­ców i dziew­czę­ta, o stu­den­tów, narze­czo­nych, o mło­de poko­le­nia! Bli­skość wobec mło­dych, któ­rzy są rado­ścią oraz nadzie­ją Kościo­ła i świata!

13. Nie może zabrak­nąć zna­ków nadziei dla migran­tów, któ­rzy opusz­cza­ją swo­ją zie­mię w poszu­ki­wa­niu lep­sze­go życia dla sie­bie i swo­ich rodzin. Niech ich ocze­ki­wa­nia nie będą niwe­czo­ne przez uprze­dze­nia i zamknię­cia. Przy­ję­ciu, któ­re otwie­ra sze­ro­ko ramio­na dla każ­de­go, zgod­nie z jego god­no­ścią, powin­na towa­rzy­szyć odpo­wie­dzial­ność, aby niko­mu nie odma­wia­no pra­wa do god­ne­go życia. Niech licz­ni wygnań­cy, uchodź­cy i ucie­ki­nie­rzy, któ­rych spo­ry mię­dzy­na­ro­do­we zmu­sza­ją do uciecz­ki, by unik­nąć woj­ny, prze­mo­cy i dys­kry­mi­na­cji, mają zapew­nio­ne bez­pie­czeń­stwo oraz dostęp do pra­cy i edu­ka­cji, będą­cych nie­zbęd­ny­mi narzę­dzia­mi do ich inte­gra­cji w nowym kon­tek­ście społecznym.

Niech wspól­no­ta chrze­ści­jań­ska będzie zawsze goto­wa bro­nić praw naj­słab­szych. Niech z wiel­ko­dusz­no­ścią otwie­ra sze­ro­ko drzwi gościn­no­ści, aby niko­mu nigdy nie zabra­kło nadziei na lep­szą przy­szłość. Niech roz­brzmie­wa w naszych ser­cach sło­wo Pana, któ­ry w wiel­kiej przy­po­wie­ści o sądzie osta­tecz­nym powie­dział: „Byłem przy­by­szem, a przy­ję­li­ście Mnie”, ponie­waż „wszyst­ko, co uczy­ni­li­ście jed­ne­mu z tych bra­ci moich naj­mniej­szych, Mnie­ście uczy­ni­li” (Mt 25, 35.40).

14. Na zna­ki nadziei zasłu­gu­ją oso­by star­sze, któ­re czę­sto doświad­cza­ją samot­no­ści i poczu­cia opusz­cze­nia. Doce­nia­nie skar­bu, jakim są, ich doświad­cze­nia życio­we­go, mądro­ści, któ­rą nio­są i wkła­du, jaki mogą wnieść, jest zobo­wią­za­niem dla wspól­no­ty chrze­ści­jań­skiej i spo­łe­czeń­stwa oby­wa­tel­skie­go, wezwa­nych do współ­pra­cy na rzecz przy­mie­rza mię­dzy pokoleniami.

Szcze­gól­ną myśl kie­ru­ję do dziad­ków i babć, któ­rzy prze­ka­zu­ją wia­rę i mądrość życio­wą młod­szym poko­le­niom. Niech będą wspie­ra­ni wdzięcz­no­ścią dzie­ci oraz miło­ścią wnu­ków, któ­re znaj­du­ją w nich zako­rze­nie­nie, zro­zu­mie­nie i otuchę.

15. Z całe­go ser­ca bła­gam o nadzie­ję dla miliar­dów ubo­gich, któ­rym czę­sto bra­ku­je tego, co koniecz­ne do życia. W obli­czu coraz to nowych fal zubo­że­nia ist­nie­je ryzy­ko przy­zwy­cza­je­nia się i rezy­gna­cji. Nie może­my jed­nak odwra­cać wzro­ku od sytu­acji tak bar­dzo dra­ma­tycz­nych, któ­re wystę­pu­ją obec­nie wszę­dzie, a nie tyl­ko w nie­któ­rych regio­nach świa­ta. Każ­de­go dnia spo­ty­ka­my ludzi ubo­gich lub zubo­ża­łych, a nie­kie­dy mogą to być nasi sąsie­dzi. Czę­sto nie mają domu ani odpo­wied­nie­go poży­wie­nia na co dzień. Dozna­ją wyklu­cze­nia i obo­jęt­no­ści wie­lu osób. To skan­dal, że w świe­cie obda­rzo­nym ogrom­ny­mi zaso­ba­mi, z któ­rych więk­szość idzie na zbro­je­nia, ubo­dzy są „więk­szo­ścią […], to miliar­dy ludzi. Wspo­mi­na się dziś o nich w mię­dzy­na­ro­do­wych deba­tach poli­tycz­nych i gospo­dar­czych, ale naj­czę­ściej wyda­je się, że ich pro­ble­my są poru­sza­ne jako doda­tek, jako kwe­stia, któ­rą się doda­je nie­mal z obo­wiąz­ku lub w spo­sób mar­gi­nal­ny, o ile nie są one postrze­ga­ne jako zwy­kły «nega­tyw­ny efekt ubocz­ny». W rze­czy­wi­sto­ści, kie­dy docho­dzi do kon­kret­nych dzia­łań, czę­sto pozo­sta­ją na ostat­nim miej­scu” [7]. Nie zapo­mi­naj­my: ubo­dzy są nie­mal zawsze ofia­ra­mi, a nie winnymi.

Ape­le o nadzieję

16. Podej­mu­jąc sta­ro­żyt­ne sło­wa pro­ro­ków, Jubi­le­usz przy­po­mi­na, że dobra zie­mi nie są prze­zna­czo­ne dla nie­licz­nych uprzy­wi­le­jo­wa­nych, lecz dla wszyst­kich. Trze­ba, aby ci, któ­rzy posia­da­ją bogac­two, byli hoj­ni, dostrze­ga­jąc obli­cze swo­ich bra­ci i sióstr w potrze­bie. Myślę w szcze­gól­no­ści o tych, któ­rym bra­ku­je wody i żyw­no­ści: głód jest skan­da­licz­ną pla­gą w cie­le nasze­go czło­wie­czeń­stwa i zachę­ca wszyst­kich do wstrzą­śnie­nia sumie­nia­mi. Pona­wiam mój apel, aby „z pie­nię­dzy, wyko­rzy­sty­wa­nych na broń i inne wydat­ki woj­sko­we, stwo­rzyć Świa­to­wy Fun­dusz na rzecz osta­tecz­ne­go wyeli­mi­no­wa­nia gło­du i roz­wo­ju kra­jów naj­uboż­szych, aby ich miesz­kań­cy nie ucie­ka­li się do prze­mo­cy lub roz­wią­zań pod­stęp­nych i nie byli zmu­sza­ni do opusz­cza­nia swo­ich kra­jów w poszu­ki­wa­niu bar­dziej god­ne­go życia [8].

W związ­ku z Rokiem Jubi­le­uszo­wym chciał­bym skie­ro­wać jesz­cze jed­ną ser­decz­ną zachę­tę: jest ona zaadre­so­wa­na do naj­bo­gat­szych naro­dów, aby uzna­ły powa­gę tak wie­lu pod­ję­tych decy­zji i zgo­dzi­ły się umo­rzyć dłu­gi kra­jów, któ­re nigdy nie będą mogły ich spła­cić. Jest to nie tyl­ko kwe­stia wiel­ko­dusz­no­ści, ale przede wszyst­kim spra­wie­dli­wo­ści, zaostrzo­nej dziś przez nową for­mę nie­spra­wie­dli­wo­ści, któ­rej sta­li­śmy się świa­do­mi: „Ist­nie­je bowiem praw­dzi­wy «dług eko­lo­gicz­ny», w szcze­gól­no­ści mię­dzy Pół­no­cą a Połu­dniem, zwią­za­ny z mają­cym kon­se­kwen­cje w dzie­dzi­nie eko­lo­gii bra­kiem rów­no­wa­gi han­dlo­wej oraz z nie­pro­por­cjo­nal­nym wyko­rzy­sty­wa­niem zaso­bów natu­ral­nych, jakie­go nie­któ­re kra­je dopusz­cza­ły się w prze­szło­ści” [9]. Jak naucza Pismo Świę­te, zie­mia nale­ży do Boga, a my wszy­scy miesz­ka­my na niej jako „przy­by­sze i osad­ni­cy” (Kpł 25, 23). Jeśli napraw­dę chce­my przy­go­to­wać dro­gę poko­ju na świe­cie, zaan­ga­żuj­my się w usu­wa­nie odle­głych przy­czyn nie­spra­wie­dli­wo­ści, regu­lo­wa­nie nie­spra­wie­dli­wych i nie­wy­pła­cal­nych dłu­gów oraz w zaspo­ka­ja­nie głodu.

17. Pod­czas nad­cho­dzą­ce­go Jubi­le­uszu przy­pad­nie bar­dzo waż­na rocz­ni­ca dla wszyst­kich chrze­ści­jan. Upły­nie bowiem 1700 lat od obcho­dów pierw­sze­go wiel­kie­go sobo­ru powszech­ne­go, Sobo­ru Nicej­skie­go. War­to pamię­tać, że od cza­sów apo­stol­skich paste­rze wie­lo­krot­nie zbie­ra­li się na zgro­ma­dze­niach w celu roz­pa­trze­nia kwe­stii dok­try­nal­nych i dys­cy­pli­nar­nych. W pierw­szych wie­kach wia­ry, syno­dy mno­ży­ły się zarów­no na chrze­ści­jań­skim Wscho­dzie, jak i na Zacho­dzie, poka­zu­jąc, jak waż­ne było zacho­wa­nie jed­no­ści Ludu Boże­go i wier­ne gło­sze­nie Ewan­ge­lii. Rok Jubi­le­uszo­wy może być waż­ną oka­zją do ukon­kret­nie­nia tej for­my syno­dal­nej, któ­rą wspól­no­ta chrze­ści­jań­ska postrze­ga dziś jako coraz bar­dziej koniecz­ny wyraz, aby lepiej odpo­wie­dzieć na pil­ną potrze­bę ewan­ge­li­za­cji: wszy­scy ochrzcze­ni, każ­dy z wła­snym cha­ry­zma­tem i posłu­gą, współ­od­po­wie­dzial­ni, aby wie­lo­ra­kie zna­ki nadziei świad­czy­ły o obec­no­ści Boga w świecie.

Sobór Nicej­ski miał za zada­nie zacho­wa­nie jed­no­ści, poważ­nie zagro­żo­nej przez zaprze­cze­nie peł­nej bosko­ści Jezu­sa Chry­stu­sa i Jego współ­istot­no­ści z Ojcem. Uczest­ni­czy­ło w nim oko­ło trzy­stu bisku­pów, któ­rzy zebra­li się w pała­cu cesar­skim zwo­ła­nym przez cesa­rza Kon­stan­ty­na, w dniu 20 maja 325 r. Po róż­nych deba­tach, wszy­scy oni, dzię­ki łasce Ducha Świę­te­go, uzna­li Sym­bol Wia­ry, któ­ry do dziś wyzna­je­my w nie­dziel­nej cele­bra­cji eucha­ry­stycz­nej. Ojco­wie Sobo­ru chcie­li roz­po­cząć ten Sym­bol od uży­cia po raz pierw­szy wyra­że­nia „Wie­rzy­my” [10], aby zaświad­czyć, że w tym „My” wszyst­kie Kościo­ły były w jed­no­ści, a wszy­scy chrze­ści­ja­nie wyzna­wa­li tę samą wiarę.

Sobór Nicej­ski jest kamie­niem milo­wym w dzie­jach Kościo­ła. Jego rocz­ni­ca zachę­ca chrze­ści­jan do zjed­no­cze­nia się w uwiel­bie­niu i dzięk­czy­nie­niu Trój­cy Świę­tej, a w szcze­gól­no­ści Jezu­so­wi Chry­stu­so­wi, Syno­wi Boże­mu, „z sub­stan­cji Ojca” [11], któ­ry obja­wił nam tę tajem­ni­cę miło­ści. Ale Nicea sta­no­wi rów­nież zapro­sze­nie dla wszyst­kich Kościo­łów i Wspól­not kościel­nych, aby podą­ża­ły dro­gą ku widzial­nej jed­no­ści, nie­stru­dze­nie poszu­ku­jąc odpo­wied­nich form, któ­re w peł­ni odpo­wia­da­ły­by modli­twie Jezu­sa: „Aby wszy­scy sta­no­wi­li jed­no, jak Ty, Ojcze, we Mnie, a Ja w Tobie, aby i oni sta­no­wi­li w Nas jed­no, by świat uwie­rzył, że Ty Mnie posła­łeś” ( J 17, 21).

Sobór Nicej­ski zaj­mo­wał się rów­nież dato­wa­niem Wiel­ka­no­cy. W tym wzglę­dzie, jesz­cze do dziś ist­nie­ją róż­ne sta­no­wi­ska, któ­re unie­moż­li­wia­ją świę­to­wa­nie wyda­rze­nia zało­ży­ciel­skie­go wia­ry tego same­go dnia. Dzię­ki opatrz­no­ścio­wym oko­licz­no­ściom nastą­pi to dokład­nie w 2025 r. Niech będzie to wezwa­niem dla wszyst­kich chrze­ści­jan Wscho­du i Zacho­du do pod­ję­cia zde­cy­do­wa­ne­go kro­ku w kie­run­ku jed­no­ści wokół wspól­nej daty Wiel­ka­no­cy. Nale­ży pamię­tać, że wie­le osób nie jest już świa­do­mych dia­tryb z prze­szło­ści i nie rozu­mie, jak mogą ist­nieć podzia­ły w tym wzglę­dzie. Wie­lu, o czym war­to pamię­tać, nie jest już świa­do­mych tyrad z prze­szło­ści i nie rozu­mie, jak w tym wzglę­dzie mogą ist­nieć podziały.

Zako­twi­cze­ni w nadziei

18. Nadzie­ja, wraz z wia­rą i miło­ścią, two­rzy tryp­tyk „cnót teo­lo­gal­nych”, któ­re wyra­ża­ją isto­tę życia chrze­ści­jań­skie­go (por. 1 Kor 13, 13; 1 Tes 1, 3). W ich nie­ro­ze­rwal­nym dyna­mi­zmie, nadzie­ja jest tą, któ­ra nie­ja­ko nada­je orien­ta­cję, wska­zu­je kie­ru­nek i cel chrze­ści­jań­skiej egzy­sten­cji. Dla­te­go Paweł Apo­stoł zachę­ca nas: „Wesel­cie się nadzie­ją. W uci­sku bądź­cie cier­pli­wi, w modli­twie – wytrwa­li!” (Rz 12, 12). Tak, musi­my „być boga­ci w nadzie­ję” (por. Rz 15, 13), aby w spo­sób wia­ry­god­ny i pocią­ga­ją­cy dawać świa­dec­two wia­ry i miło­ści, któ­re nosi­my w naszych ser­cach; aby wia­ra była rado­sna, miłość entu­zja­stycz­na; aby każ­dy był w sta­nie poda­ro­wać choć­by tyl­ko uśmiech, gest przy­jaź­ni, bra­ter­skie spoj­rze­nie, szcze­re wysłu­cha­nie, bez­in­te­re­sow­ną posłu­gę, wie­dząc, że w Duchu Jezu­sa może to stać się owoc­nym ziar­nem nadziei dla tych, któ­rzy je przyj­mu­ją. Ale jaki jest fun­da­ment naszej nadziei? Aby to zro­zu­mieć, dobrze zasta­no­wić się nad moty­wa­mi naszej nadziei (por. 1 P 3,15).

19. „Wie­rzę w żywot wiecz­ny” [12]. W ten spo­sób wyzna­je­my naszą wia­rę, a chrze­ści­jań­ska nadzie­ja znaj­du­je w tych sło­wach fun­da­men­tal­ną pod­sta­wę. Jest ona bowiem „cno­tą teo­lo­gal­ną, dzię­ki któ­rej pra­gnie­my jako nasze­go szczę­ścia […] życia wiecznego”[13]. Powszech­ny Sobór Waty­kań­ski II stwier­dza: „Jeże­li bra­ku­je Boże­go fun­da­men­tu i nadziei życia wiecz­ne­go, god­ność czło­wie­ka, jak to się czę­sto dzi­siaj stwier­dza, dozna­je bar­dzo poważ­ne­go uszczerb­ku, a tajem­ni­ce życia i śmier­ci, winy i cier­pie­nia pozo­sta­ją bez roz­wią­za­nia, tak że ludzie nie­rzad­ko popa­da­ją w zwąt­pie­nie” [14]. My nato­miast, na mocy nadziei, w któ­rej zosta­li­śmy zba­wie­ni, patrząc na upły­wa­ją­cy czas, mamy pew­ność, że dzie­je ludz­ko­ści i każ­de­go z nas nie bie­gną w kie­run­ku śle­pe­go zauł­ku czy ciem­nej otchła­ni, ale są ukie­run­ko­wa­ne na spo­tka­nie z Panem chwa­ły. Żyj­my zatem w ocze­ki­wa­niu na Jego powrót i w nadziei życia wiecz­ne­go w Nim: to w tym duchu czy­ni­my naszym poru­sza­ją­ce wezwa­nie pierw­szych chrze­ści­jan, któ­rym koń­czy się Pismo Świę­te: „Przyjdź, Panie Jezu!” (Ap 22, 20).

20. Jezus, któ­ry umarł i zmar­twych­wstał, jest cen­trum naszej wia­ry. Św. Paweł, wyra­ża­jąc tę treść w kil­ku sło­wach, uży­wa­jąc tyl­ko czte­rech cza­sow­ni­ków prze­ka­zu­je nam „rdzeń” naszej nadziei: „Prze­ka­za­łem wam na począt­ku to, co prze­ją­łem: że Chry­stus umarł – zgod­nie z Pismem – za nasze grze­chy, że został pogrze­ba­ny, że zmar­twych­wstał trze­cie­go dnia, zgod­nie z Pismem; i że uka­zał się Kefa­so­wi, a potem Dwu­na­stu” ( 1 Kor 15, 3–5). Chry­stus umarłzostał pogrze­ba­nyzmar­twych­wstał, uka­zał się. Dla nas prze­szedł przez dra­mat śmier­ci. Miłość Ojca wskrze­si­ła Go w mocy Ducha, czy­niąc z Jego czło­wie­czeń­stwa pier­wo­ci­ny wiecz­no­ści dla nasze­go zba­wie­nia. Chrze­ści­jań­ska nadzie­ja pole­ga wła­śnie na tym: w obli­czu śmier­ci, gdzie wszyst­ko wyda­je się koń­czyć, otrzy­mu­je­my pew­ność, że dzię­ki Chry­stu­so­wi, dzię­ki Jego łasce prze­ka­za­nej nam w chrzcie, „życie […] zmie­nia się, ale się nie koń­czy” [15] na zawsze. W chrzcie bowiem, pogrze­ba­ni razem z Chry­stu­sem, otrzy­mu­je­my w Nim zmar­twych­wsta­łym dar nowe­go życia, któ­re burzy mur śmier­ci, czy­niąc z niej przej­ście do wieczności.

I o ile w obli­czu śmier­ci, bole­snej roz­łą­ki, któ­ra zmu­sza nas do opusz­cze­nia naj­droż­szych nam osób, nie jest dozwo­lo­na jaka­kol­wiek reto­ry­ka, to Jubi­le­usz da nam moż­li­wość odkry­cia na nowo, z ogrom­ną wdzięcz­no­ścią, daru tego nowe­go życia otrzy­ma­ne­go w chrzcie, któ­re jest w sta­nie prze­kształ­cić ten dra­mat. Waż­ne, aby w kon­tek­ście Jubi­le­uszu zasta­no­wić się, jak rozu­mia­no tę tajem­ni­cę od pierw­szych wie­ków wia­ry. Na przy­kład, przez dłu­gi czas chrze­ści­ja­nie budo­wa­li chrzciel­ni­cę w kształ­cie ośmio­ką­ta, i tak­że dzi­siaj może­my podzi­wiać wie­le sta­ro­żyt­nych bap­ty­ste­riów, któ­re zacho­wa­ły ten kształt, jak w Rzy­mie u Świę­te­go Jana na Late­ra­nie. Wska­zu­je on, że w chrzciel­ni­cy inau­gu­ro­wa­ny jest ósmy dzień, to zna­czy dzień zmar­twych­wsta­nia, dzień, któ­ry wykra­cza poza zwy­kły rytm, nazna­czo­ny upły­wem każ­de­go tygo­dnia, otwie­ra­jąc w ten spo­sób cykl cza­su na wymiar wiecz­no­ści, na życie, któ­re trwa wiecz­nie: jest to cel, do któ­re­go dąży­my w naszej ziem­skiej piel­grzym­ce (por. Rz 6, 22).

Naj­bar­dziej prze­ko­nu­ją­ce świa­dec­two tej nadziei dają nam męczen­ni­cy, któ­rzy nie­za­chwia­ni w wie­rze w zmar­twych­wsta­łe­go Chry­stu­sa, byli w sta­nie wyrzec się życia tu na zie­mi, aby nie zdra­dzić swe­go Pana. Są oni obec­ni we wszyst­kich wie­kach i są licz­ni, być może bar­dziej niż kie­dy­kol­wiek, w naszych cza­sach, jako wyznaw­cy życia, któ­re nie zna koń­ca. Musi­my strzec ich świa­dec­twa, aby nasza nadzie­ja była owocna.

Ci męczen­ni­cy, nale­żą­cy do róż­nych tra­dy­cji chrze­ści­jań­skich, są tak­że ziar­na­mi jed­no­ści, ponie­waż wyra­ża­ją eku­me­nizm krwi. Dla­te­go moim gorą­cym życze­niem jest, aby pod­czas Jubi­le­uszu nie zabra­kło cele­bra­cji eku­me­nicz­nej, któ­ra umoż­li­wi uka­za­nie bogac­twa świa­dec­twa tych męczenników.

21. Co zatem sta­nie się z nami po śmier­ci? Z Jezu­sem za tym pro­giem jest życie wiecz­ne, któ­re pole­ga na peł­nej komu­nii z Bogiem, na kon­tem­pla­cji i uczest­nic­twie w Jego nie­skoń­czo­nej miło­ści. To, czym teraz żyje­my w nadziei, zoba­czy­my w rze­czy­wi­sto­ści. Św. Augu­styn pisał na ten temat: „Kie­dy do Cie­bie przy­wrę całą moją isto­tą, skoń­czy się dla mnie wszel­ki ból i wszel­ki trud. Wte­dy moje życie będzie napraw­dę żywe, całe napeł­nio­ne Tobą” [16]. Co zatem będzie cha­rak­te­ry­zo­wać taką peł­nię komu­nii? Bycie szczę­śli­wym. Szczę­ście jest powo­ła­niem isto­ty ludz­kiej, celem, któ­ry doty­czy każdego.

Ale czym jest szczę­ście? Jakie­go szczę­ścia ocze­ku­je­my i pra­gnie­my? Nie prze­lot­nej rado­ści, ulot­nej satys­fak­cji, któ­ra raz osią­gnię­ta, doma­ga się coraz wię­cej, w spi­ra­li chci­wo­ści, w któ­rej ludz­ka dusza nigdy nie jest nasy­co­na, lecz coraz bar­dziej pusta. Potrze­bu­je­my szczę­ścia, któ­re jest defi­ni­tyw­nie speł­nio­ne w tym, co nas speł­nia, to zna­czy w miło­ści, aby­śmy mogli powie­dzieć, już teraz: Jestem kocha­ny, a zatem ist­nie­ję; i będę ist­niał na zawsze w Miło­ści, któ­ra nie zawo­dzi i od któ­rej nic i nikt nigdy nie będzie w sta­nie mnie oddzie­lić. Przy­po­mnij­my raz jesz­cze sło­wa Apo­sto­ła: „Jestem pewien, że ani śmierć, ani życie, ani anio­ło­wie, ani Zwierzch­no­ści, ani rze­czy teraź­niej­sze, ani przy­szłe, ani Moce, ani co wyso­kie, ani co głę­bo­kie, ani jakie­kol­wiek inne stwo­rze­nie nie zdo­ła nas odłą­czyć od miło­ści Boga, któ­ra jest w Chry­stu­sie Jezu­sie, Panu naszym” (Rz 8, 38–39).

22. Inną rze­czy­wi­sto­ścią zwią­za­ną z życiem wiecz­nym jest sąd Boży, zarów­no na koń­cu nasze­go życia, jak i na koń­cu cza­sów. Sztu­ka czę­sto pró­bo­wa­ła to przed­sta­wić – pomyśl­my o arcy­dzie­le Micha­ła Anio­ła w Kapli­cy Syk­styń­skiej – przyj­mu­jąc teo­lo­gicz­ną kon­cep­cję cza­su i prze­ka­zu­jąc widzo­wi poczu­cie lęku. Jeśli słusz­ne jest przy­go­to­wa­nie się z wiel­ką świa­do­mo­ścią i powa­gą na moment, któ­ry pod­su­mo­wu­je życie, to jed­no­cze­śnie musi­my zawsze czy­nić to w wymia­rze nadziei, cno­ty teo­lo­gal­nej, któ­ra pod­trzy­mu­je życie i pozwa­la nam nie popaść w lęk. Sąd Boga, któ­ry jest miło­ścią (por. 1 J 4, 8.16), nie może nie opie­rać się na miło­ści, zwłasz­cza na tym, czy prak­ty­ko­wa­li­śmy ją wobec naj­bar­dziej potrze­bu­ją­cych, w któ­rych Chry­stus, sam Sędzia, jest obec­ny (por. Mt 25, 31–46). Idzie zatem o osąd inny niż osąd ludzi i ziem­skich sądów; nale­ży go rozu­mieć jako rela­cję praw­dy z Bogiem-miło­ścią i z samym sobą w nie­zgłę­bio­nej tajem­ni­cy Boże­go miło­sier­dzia. Pismo Świę­te stwier­dza w tym wzglę­dzie: „Nauczy­łeś lud swój […], że spra­wie­dli­wy powi­nien być dobrym dla ludzi. I wla­łeś synom swym wiel­ką nadzie­ję, że po występ­kach dajesz nawró­ce­nie. […] byśmy ocze­ki­wa­li miło­sier­dzia, gdy na nas sąd przyj­dzie” (Mdr 12, 19.22). Jak napi­sał Bene­dykt XVI, „W chwi­li Sądu Osta­tecz­ne­go doświad­cza­my i przyj­mu­je­my, że Jego miłość prze­wyż­sza całe zło świa­ta i zło w nas. Ból miło­ści sta­je się naszym zba­wie­niem i naszą rado­ścią” [17].

Sąd doty­czy więc zba­wie­nia, w któ­re ufa­my i któ­re Jezus dla nas wyjed­nał przez swo­ją śmierć i zmar­twych­wsta­nie. Jego celem jest zatem otwar­cie nas na osta­tecz­ne spo­tka­nie z Nim. A ponie­waż w tym kon­tek­ście nie moż­na myśleć, że wyrzą­dzo­ne zło pozo­sta­ło­by ukry­te, musi ono zostać oczysz­czo­ne, aby umoż­li­wić nam osta­tecz­ne przej­ście do Bożej miło­ści. Rozu­mie­my zatem potrze­bę modli­twy za tych, któ­rzy zakoń­czy­li swo­ją ziem­ską wędrów­kę, soli­dar­no­ści w modli­tew­nym wsta­wien­nic­twie, któ­re znaj­du­je swo­ją sku­tecz­ność w komu­nii świę­tych, we wspól­nej wię­zi, któ­ra jed­no­czy nas w Chry­stu­sie, pier­wo­rod­nym wobec każ­de­go stwo­rze­nia. Tak więc odpust jubi­le­uszo­wy, na mocy modli­twy, jest prze­zna­czo­ny w szcze­gól­ny spo­sób dla tych, któ­rzy ode­szli przed nami, aby mogli otrzy­mać peł­nię miłosierdzia.

23. Odpust, istot­nie, pozwa­la nam odkryć, jak nie­ogra­ni­czo­ne jest miło­sier­dzie Boga. To nie przy­pa­dek, że w sta­ro­żyt­no­ści ter­min „miło­sier­dzie” był uży­wa­ny zamien­nie z ter­mi­nem „odpust”, wła­śnie dla­te­go, że ma wyra­żać peł­nię Boże­go prze­ba­cze­nia, któ­re nie zna granic.

Sakra­ment poku­ty upew­nia nas, że Bóg gła­dzi nasze grze­chy. Sło­wa Psal­mu powra­ca­ją ze swo­im ładun­kiem pocie­sze­nia: „On odpusz­cza wszyst­kie two­je winy, On leczy wszyst­kie twe nie­mo­ce. On życie two­je wyba­wia od zgu­by, On wień­czy Cię łaską i zmi­ło­wa­niem. […] Miło­sier­ny Pan i łagod­ny, nie­sko­ry do gnie­wu i boga­ty w łaskę. […] Nie postę­pu­je z nami według naszych grze­chów, ani według win naszych nam nie odpła­ca. Bo jak wyso­ko nie­bo wzno­si się nad zie­mią, tak trwa­ła jest Jego łaska dla tych, co się Go boją. Jak jest odle­gły schód od zacho­du, tak dale­ko odsu­wa od nas nasze występ­ki” (Ps 103, 3–4.8.10–12). Sakra­men­tal­ne pojed­na­nie jest nie tyl­ko pięk­ną spo­sob­no­ścią ducho­wą, ale sta­no­wi decy­du­ją­cy, istot­ny i nie­zbęd­ny krok na dro­dze wia­ry każ­de­go czło­wie­ka. Tam pozwa­la­my Panu znisz­czyć nasze grze­chy, ule­czyć nasze ser­ca, pod­nieść nas i objąć, aby­śmy pozna­li Jego czu­łe i współ­czu­ją­ce obli­cze. Nie ma bowiem lep­sze­go spo­so­bu na pozna­nie Boga niż pozwo­le­nie Mu, by nas pojed­nał ze sobą (por. 2 Kor 5, 20), roz­ko­szu­jąc się Jego prze­ba­cze­niem. Nie rezy­gnuj­my zatem ze spo­wie­dzi, ale odkryj­my na nowo pięk­no sakra­men­tu uzdro­wie­nia i rado­ści, pięk­no prze­ba­cze­nia grzechów!

Jed­nak­że, jak wie­my z oso­bi­ste­go doświad­cze­nia, grzech „pozo­sta­wia ślad”, pocią­ga za sobą kon­se­kwen­cje: nie tyl­ko zewnętrz­ne, jeśli cho­dzi o następ­stwa popeł­nio­ne­go zła, ale tak­że wewnętrz­ne, ponie­waż „każ­dy grzech, nawet powsze­dni, powo­du­je ponad­to nie­upo­rząd­ko­wa­ne przy­wią­za­nie do stwo­rzeń, któ­re wyma­ga oczysz­cze­nia, albo na zie­mi, albo po śmier­ci, w sta­nie nazy­wa­nym czyść­cem” [18]. Tak więc w naszym sła­bym i skłon­nym do zła czło­wie­czeń­stwie trwa­ją „pozo­sta­łe skut­ki grze­chu”. Są one usu­wa­ne przez odpust, zawsze dzię­ki łasce Chry­stu­sa, któ­ry, jak pisał św. Paweł VI, jest „naszym «odpu­stem»” [19]. Peni­ten­cja­ria Apo­stol­ska wyda prze­pi­sy umoż­li­wia­ją­ce uzy­ska­nie i sku­tecz­ne prak­ty­ko­wa­nie jubi­le­uszo­we­go odpustu.

Takie doświad­cze­nie, peł­ne prze­ba­cze­nia, pozwa­la otwo­rzyć ser­ce i umysł na prze­ba­cze­nie. Prze­ba­cze­nie nie zmie­nia prze­szło­ści, nie może zmie­nić tego, co już się wyda­rzy­ło; a mimo to prze­ba­cze­nie może umoż­li­wić prze­mia­nę przy­szło­ści i życie w odmien­ny spo­sób, bez ura­zy, roz­go­ry­cze­nia i zemsty. Przy­szłość oświe­co­na prze­ba­cze­niem pozwa­la na odczy­ta­nie prze­szło­ści inny­mi, bar­dziej pogod­ny­mi ocza­mi, choć wciąż wyżło­bio­ny­mi łzami.

Pod­czas ostat­nie­go Nad­zwy­czaj­ne­go Jubi­le­uszu usta­no­wi­łem Misjo­na­rzy Miło­sier­dzia, któ­rzy nadal wypeł­nia­ją waż­ną misję. Niech peł­nią swo­ją posłu­gę tak­że pod­czas nad­cho­dzą­ce­go Jubi­le­uszu, przy­wra­ca­jąc nadzie­ję i prze­ba­cza­jąc za każ­dym razem, gdy grzesz­nik zwra­ca się do nich z otwar­tym ser­cem i skru­szo­ną duszą. Niech nadal będą narzę­dzia­mi pojed­na­nia i poma­ga­ją patrzeć w przy­szłość z nadzie­ją ser­ca, któ­ra pocho­dzi z miło­sier­dzia Ojca. Mam nadzie­ję, że bisku­pi będą mogli sko­rzy­stać z ich cen­nej posłu­gi, zwłasz­cza wysy­ła­jąc ich do miejsc, w któ­rych nadzie­ja jest pod­da­wa­na cięż­kiej pró­bie, takich jak wię­zie­nia, szpi­ta­le i miej­sca, w któ­rych dep­ta­na jest god­ność oso­by, w naj­trud­niej­szych sytu­acjach i w kon­tek­stach naj­więk­szej degra­da­cji, aby nikt nie był pozba­wio­ny moż­li­wo­ści otrzy­ma­nia prze­ba­cze­nia i pocie­sze­nia Boga.

24. Nadzie­ja znaj­du­je swo­je naj­wznio­ślej­sze świa­dec­two w Mat­ce Bożej. W Niej widzi­my, że nadzie­ja nie jest łatwo­wier­nym opty­mi­zmem, lecz darem łaski w reali­zmie życia. Jak każ­da mama, za każ­dym razem, gdy patrzy­ła na swe­go Syna, myśla­ła o Jego przy­szło­ści i z pew­no­ścią w Jej ser­cu pozo­sta­ły wyry­te te sło­wa, któ­re Syme­on skie­ro­wał do Niej w świą­ty­ni: „Oto Ten prze­zna­czo­ny jest na upa­dek i na powsta­nie wie­lu w Izra­elu, i na znak, któ­re­mu sprze­ci­wiać się będą. A Two­ją duszę miecz prze­nik­nie” (Łk 2, 34–35). A u stóp krzy­ża, gdy widzia­ła, jak nie­win­ny Jezus cier­pi i umie­ra, cho­ciaż odczu­wa­ła potwor­ny ból, powtó­rzy­ła swo­je „tak”, nie tra­cąc nadziei i ufno­ści w Panu. W ten spo­sób współ­pra­co­wa­ła dla nas w wypeł­nia­niu tego, co powie­dział Jej Syn, zapo­wia­da­jąc, że będzie musiał „wie­le cier­pieć, że będzie odrzu­co­ny przez star­szych, arcy­ka­pła­nów i uczo­nych w Piśmie; że będzie zabi­ty, ale po trzech dniach zmar­twych­wsta­nie” (Mk 8, 31). A w udrę­ce tego bólu, ofia­ro­wa­ne­go z miło­ści, sta­ła się naszą Mat­ką, Mat­ką nadziei. To nie przy­pa­dek, że poboż­ność ludo­wa sta­le przy­zy­wa Naj­święt­szą Dzie­wi­cę jako Stel­la Maris [tj. Gwiaz­dę Morza], tytuł wyra­ża­ją­cy pew­ną nadzie­ję, że w burz­li­wych wyda­rze­niach życia Mat­ka Boża przy­cho­dzi nam na pomoc, wspie­ra nas i zapra­sza do ufno­ści i do zacho­wa­nia nadziei.

W tym kon­tek­ście chciał­bym przy­po­mnieć, że Sank­tu­arium Mat­ki Bożej z Guada­lu­pe, w Mie­ście Mek­sy­ku, przy­go­to­wu­je się do obcho­dów 500. rocz­ni­cy pierw­sze­go obja­wie­nia Dzie­wi­cy w 2031 r. Za pośred­nic­twem mło­de­go Juana Die­go, Mat­ka Boża zanio­sła rewo­lu­cyj­ne prze­sła­nie nadziei, któ­re do dziś powta­rza wszyst­kim piel­grzy­mom i wier­nym: „Czyż oto nie ma tu mnie, two­jej Mat­ki?” [20]. Podob­ne prze­sła­nie jest odci­śnię­te w ser­cach wie­lu sank­tu­ariów maryj­nych na całym świe­cie, będą­cych celem licz­nych piel­grzy­mów, któ­rzy powie­rza­ją Mat­ce Bożej swo­je tro­ski, cier­pie­nia i ocze­ki­wa­nia. Niech w tym Roku Jubi­le­uszo­wym sank­tu­aria będą świę­ty­mi miej­sca­mi gościn­no­ści i uprzy­wi­le­jo­wa­ny­mi prze­strze­nia­mi budze­nia nadziei. Zachę­cam piel­grzy­mów przy­by­wa­ją­cych do Rzy­mu, do zatrzy­ma­nia się na modli­twie w sank­tu­ariach maryj­nych Wiecz­ne­go Mia­sta, aby oddać cześć Dzie­wi­cy Maryi i przy­zy­wać Jej opie­ki. Jestem prze­ko­na­ny, że wszy­scy, zwłasz­cza cier­pią­cy i udrę­cze­ni, będą mogli doświad­czyć bli­sko­ści naj­czul­szej z mam, któ­ra nigdy nie opusz­cza swo­ich dzie­ci, któ­ra dla świę­te­go Ludu Boże­go jest „zna­kiem nie­za­chwia­nej nadziei i pocie­chy” [21].

25. Podą­ża­jąc w kie­run­ku Jubi­le­uszu, powróć­my do Pisma Świę­te­go i usłysz­my te sło­wa skie­ro­wa­ne do nas: „My, któ­rzy­śmy się ucie­kli do uchwy­ce­nia zaofia­ro­wa­nej nadziei, trzy­maj­my się jej jak bez­piecz­nej i sil­nej dla duszy kotwi­cy, któ­ra prze­ni­ka poza zasło­nę, gdzie Jezus poprzed­nik wszedł za nas” (Hbr 6, 18–20). Jest to moc­ne wezwa­nie, aby nigdy nie tra­cić nadziei, któ­rą otrzy­ma­li­śmy, aby trzy­mać się jej, znaj­du­jąc schro­nie­nie w Bogu.

Obraz kotwi­cy jest suge­styw­ny, aby zro­zu­mieć sta­bil­ność i bez­pie­czeń­stwo, jakie mamy pośród wzbu­rzo­nych wód życia, jeśli pole­ga­my na Panu Jezu­sie. Burze nigdy nie mogą zwy­cię­żyć, ponie­waż jeste­śmy zako­twi­cze­ni w nadziei łaski, któ­ra jest w sta­nie uczy­nić nas żyją­cy­mi w Chry­stu­sie, prze­zwy­cię­ża­jąc grzech, lęk i śmierć. Ta nadzie­ja, znacz­nie więk­sza niż satys­fak­cje każ­de­go dnia i popra­wa warun­ków życia, prze­no­si nas ponad pró­by i zachę­ca, byśmy szli, nie tra­cąc z oczu wiel­ko­ści celu, do któ­re­go jeste­śmy powo­ła­ni – Nieba.

Zbli­ża­ją­cy się Jubi­le­usz będzie zatem Rokiem Świę­tym, cha­rak­te­ry­zu­ją­cym się nadzie­ją, któ­ra nie gaśnie, nadzie­ją w Bogu. Oby pomógł nam odkryć na nowo nie­zbęd­ną ufność, zarów­no w Koście­le, jak i w spo­łe­czeń­stwie, w rela­cjach mię­dzy­ludz­kich, w sto­sun­kach mię­dzy­na­ro­do­wych, w pro­mo­wa­niu god­no­ści każ­dej oso­by i w sza­cun­ku dla stwo­rze­nia. Niech świa­dec­two wia­ry będzie w świe­cie zaczy­nem praw­dzi­wej nadziei, gło­sze­niem nowych nie­bios i nowej zie­mi (por. 2 P 3, 13), gdzie może­my miesz­kać w spra­wie­dli­wo­ści i zgo­dzie mię­dzy naro­da­mi, dążąc do wypeł­nie­nia obiet­ni­cy Pana.

Pozwól­my, by od teraz pocią­gnę­ła nas nadzie­ja i pozwól­my, by przez nas sta­ła się zaraź­li­wa dla tych, któ­rzy jej pra­gną. Niech nasze życie mówi im: „Ufaj Panu, bądź męż­ny, niech się twe ser­ce umoc­ni, ufaj Panu!” (Ps 27, 14). Niech moc nadziei wypeł­nia naszą teraź­niej­szość, w ufnym ocze­ki­wa­niu na powrót Pana Jezu­sa Chry­stu­sa, któ­re­mu niech będzie cześć i chwa­ła teraz i na przy­szłe wieki.

W Rzy­mie, u Świę­te­go Jana na Late­ra­nie, dnia 9 maja 2024, w uro­czy­stość Wnie­bo­wstą­pie­nia Pana nasze­go Jezu­sa Chry­stu­sa, w dwu­na­stym roku mego Pontyfikatu.

 

List paster­ski Kon­fe­ren­cji Epi­sko­pa­tu Pol­ski na Nie­dzie­lę Świę­tej Rodzi­ny: Rodzi­na miej­scem ucze­nia się nadziei

Dro­dzy Bra­cia i Siostry,

Zanim na całym świe­cie roz­pocz­nie się wiel­kie odli­cza­nie w syl­we­stro­wą noc, a zega­ry, wybi­ja­jąc pół­noc, obwiesz­czą począ­tek roku 2025, już dziś – decy­zją papie­ża Fran­cisz­ka – we wszyst­kich kate­drach i kon­ka­te­drach na świe­cie – otwie­ra­my Rok Świę­ty. Papież pra­gnie, aby był to dla całe­go Kościo­ła czas inten­syw­ne­go doświad­cze­nia łaski, nadziei i prze­ba­cze­nia. Dla­cze­go wła­śnie to za nimi mamy podą­żać w tym szcze­gól­nym cza­sie? Prze­ba­cze­nie – jak pisze papież Fran­ci­szek – „nie zmie­nia prze­szło­ści, nie może zmie­nić tego, co już się wyda­rzy­ło; a mimo to prze­ba­cze­nie może umoż­li­wić prze­mia­nę przy­szło­ści i życie w odmien­ny spo­sób, bez ura­zy, roz­go­ry­cze­nia i zemsty. Przy­szłość oświe­co­na prze­ba­cze­niem pozwa­la na odczy­ta­nie prze­szło­ści inny­mi, bar­dziej pogod­ny­mi ocza­mi, choć wciąż wyżło­bio­ny­mi łza­mi” (Bul­la Spes non con­fun­dit, 23). Chce­my dziś całe­mu Kościo­ło­wi i świa­tu przy­po­mnieć, że „nadzie­ja zawieść nie może” (Rz 5, 5).

Wszy­scy potrze­bu­je­my małych i więk­szych nadziei, któ­re dzień po dniu pod­trzy­mu­ją nas w dro­dze. Jed­nak bez wiel­kiej nadziei, któ­ra musi prze­wyż­szać pozo­sta­łe, są one nie­wy­star­cza­ją­ce. Tą wiel­ką nadzie­ją może być jedy­nie Bóg, któ­ry ogar­nia wszech­świat, i któ­ry może nam zapro­po­no­wać i dać to, cze­go sami nie może­my osią­gnąć (Bene­dykt XVISpe salvi, 31). Dla­te­go raz jesz­cze chce­my Was, Bra­cia i Sio­stry, dziś – w świę­to Świę­tej Rodzi­ny – zachę­cić do nie­co inne­go spoj­rze­nia na żłó­bek, do zatrzy­ma­nia się nad codzien­no­ścią Jezu­sa, Maryi i Józe­fa. Do odkry­cia, że w Betle­jem rodzi się praw­dzi­wy Daw­ca nadziei.

Kocha­ni mło­dzi. Nie chce­my trak­to­wać Waszych pro­ble­mów jako bła­he. Pra­gnie­my doło­żyć wszel­kich sta­rań, aby usły­szeć Wasze tęsk­no­ty, pra­gnie­nia, dyle­ma­ty i lęki. Prze­cież to na Was i na Waszym entu­zja­zmie opie­ra się przy­szłość, to Wy jeste­ście teraź­niej­szo­ścią Kościo­ła. Wspa­nia­le jest widzieć, jak wyzwa­la­cie z sie­bie ener­gię, na przy­kład gdy zaka­su­je­cie ręka­wy, anga­żu­jąc się w sytu­acjach dra­ma­tycz­nych i trud­no­ściach spo­łecz­nych. Nie daj­cie sobie ode­brać nadziei, doty­czą­cej tego co tu i teraz oraz jutra. Uwierz­cie, że nadzie­ja nie jest mat­ką tchórz­li­wych, ale źró­dłem praw­dzi­wej odwa­gi życia, podej­mo­wa­nia wyzwań, któ­re pozwa­la­ją wyjść z poczu­cia bez­rad­no­ści i zupeł­nej klę­ski, któ­ra rodzi depre­sję (Jan Andrzej Kło­czow­ski OP, Odwa­ga dobre­go życia).

Dro­dzy rodzi­ce, nie­raz nie­wy­spa­ni przez noc­ne pobud­ki naj­młod­szych, może zała­ma­ni kłót­nia­mi z wła­sny­mi dzieć­mi albo odma­wia­ją­cy kolej­ny róża­niec, pro­sząc o nawró­ce­nie swo­ich pociech. Nie­jed­no­krot­nie potrze­bu­je­cie usły­szeć i oprzeć Waszą wia­rę na fun­da­men­cie sło­wa: „Nadzie­ja zawieść nie może, ponie­waż miłość Boża roz­la­na jest w ser­cach naszych przez Ducha Świę­te­go, któ­ry został nam dany” (Rz 5, 1−2.5). Wszy­scy potrze­bu­je­my na nowo odkryć, że nadzie­ja rodzi się w isto­cie z miło­ści i opie­ra się na miło­ści, któ­ra wypły­wa z Ser­ca Jezu­sa prze­bi­te­go na krzy­żu: „Jeże­li bowiem, będąc nie­przy­ja­ciół­mi, zosta­li­śmy pojed­na­ni z Bogiem przez śmierć Jego Syna, to tym bar­dziej, będąc już pojed­na­ni, dostą­pi­my zba­wie­nia przez Jego życie” (Rz 5, 10).

W sytu­acjach prze­pra­co­wa­nia, lęków, doświad­cze­nia wła­snej kru­cho­ści, pro­ble­mów ze zdro­wiem, tro­ski o przy­szłość, z wia­rą i odwa­gą przy­po­mi­na­my, że przez ciem­ność prze­bi­ja się świa­tło: odkry­wa­my, jak ewan­ge­li­za­cja pod­trzy­my­wa­na jest przez moc pły­ną­cą z krzy­ża i zmar­twych­wsta­nia Chry­stu­sa (Bul­la Spes non con­fun­dit, 4). Dro­dzy mał­żon­ko­wie, czyż zna­kiem wiel­kiej nadziei dla świa­ta nie będzie dziś moment odna­wia­nia przez Was przy­rze­czeń mał­żeń­skich, gdy przy­po­mni­cie świa­tu, że miłość jest więk­sza niż śmierć?! Świat potrze­bu­je Wasze­go świa­dec­twa miło­ści i nadziei, Waszej lek­cji mocy sakra­men­tu mał­żeń­stwa. W tym, cze­go doświad­cza­cie, niech umoc­nie­niem będą sło­wa św. Jana Paw­ła II: „Niech nasza nadzie­ja będzie więk­sza od wszyst­kie­go, co się nadziei może sprze­ci­wić”. W dzi­siej­szym dru­gim czy­ta­niu św. Jan wyda­je okrzyk zachwy­tu nad wiel­ko­ścią miło­ści, któ­rą obda­rzył nas Bóg (por. 1 J 3, 1–2). W Jezu­sie sta­li­śmy się wszy­scy syna­mi i cór­ka­mi Boga. Może za rzad­ko i zbyt sła­bo uświa­da­mia­my sobie naszą god­ność bycia dzieć­mi Boga.

Dro­dzy senio­rzy, mają­cy poczu­cie, że Wasza wie­dza i doświad­cze­nie mogły­by ura­to­wać naj­bliż­szych od popeł­nie­nia nie­jed­ne­go błę­du. Chce­my w tym Roku Świę­tym przy­po­mnieć, że jeste­ście skar­bem Kościo­ła i świa­ta. W spo­sób szcze­gól­ny chce­my się zwró­cić do dziad­ków i babć, któ­rzy prze­ka­zu­je­cie wia­rę i mądrość życio­wą młod­szym poko­le­niom. Życzy­my, aby­ście wspar­ci wdzięcz­no­ścią dzie­ci oraz miło­ścią wnu­ków, któ­re znaj­du­ją w Was zako­rze­nie­nie, zro­zu­mie­nie i otu­chę, mogli oglą­dać pięk­ne owo­ce swo­je­go życia (Bul­la Spes non con­fun­dit, 14).

Chce­my dziś razem z Wami, dro­dzy Bra­cia i Sio­stry, zawal­czyć o teraź­niej­szość. Jeśli prze­szłość jest histo­rią, a przy­szłość tajem­ni­cą, to teraź­niej­szość jest darem. Jezus przy­cho­dzi więc do naszej teraź­niej­szo­ści, do nasze­go dzi­siaj, do tego świa­ta, do naszych pro­ble­mów i dyle­ma­tów. Ale nie zapo­mi­na­my, że On jest też Panem przy­szło­ści. Dla­te­go lęk o to, co przed nami, chce­my zastą­pić nadzie­ją i zaufa­niem. Czę­sto bra­ku­je nam takiej odwa­gi i nadziei. Jed­ną z kon­se­kwen­cji tego jest dziś utra­ta pra­gnie­nia prze­ka­zy­wa­nia życia, co ma wie­le przy­czyn: nie­pew­ność jutra, brak gwa­ran­cji zatrud­nie­nia i odpo­wied­niej ochro­ny socjal­nej oraz mode­le spo­łecz­ne, w któ­rych pro­gram dyk­tu­je pogoń za zyskiem, a nie pie­lę­gno­wa­nie rela­cji, któ­re są fun­da­men­tem ludz­kie­go szczę­ścia. Misja dzie­le­nia się życiem potrze­bu­je wspar­cia od nas wszyst­kich, ponie­waż pra­gnie­nie mło­dych ludzi rodze­nia nowych synów i córek, jako owoc płod­no­ści ich mał­żeń­skiej miło­ści, daje przy­szłość każ­de­mu spo­łe­czeń­stwu i jest kwe­stią nadziei: zale­ży od nadziei i rodzi nadzie­ję (Bul­la Spes non con­fun­dit, 9).

Koniecz­ne jest zatem zwró­ce­nie uwa­gi na wie­le dobra obec­ne­go w świe­cie, aby nie ulec poku­sie prze­ko­na­nia o byciu poko­na­nym przez zło i prze­moc. Praw­dzi­wą szko­łą nadziei jest modli­twa (Bene­dykt XVISpe salvi, 32). Ona posze­rza nasze ser­ca, prze­strze­ga przed kon­cen­tro­wa­niem na sobie samym, gdyż jest pro­ce­sem oczysz­cze­nia wewnętrz­ne­go, któ­ry czy­ni nas otwar­ty­mi na Boga, a przez to otwar­ty­mi na ludzi. W takim duchu zachę­ca­my do regu­lar­nej prak­ty­ki modli­twy oso­bi­stej, mał­żeń­skiej i rodzin­nej. W życiu ducho­wym tak­że potrze­ba kon­kret­nych decy­zji. Podej­mij­my to wyzwa­nie;  niech to będzie codzien­na modli­twa w ciszy przez kil­ka czy kil­ka­na­ście minut. Niech rodzi­ce zadba­ją o to, by codzien­nie uklęk­nąć ze swo­imi dzieć­mi, pozwa­la­jąc im modlić się wła­sny­mi sło­wa­mi. Niech modli­twa od dziś sta­nie się poboż­nym i god­nym pochwa­ły zwy­cza­jem, z któ­re­go nie będzie­my rezygnować.

Niech ten Rok Jubi­le­uszo­wy będzie cza­sem wyba­cza­nia sobie i innym, ale też pro­sze­nia o wyba­cze­nie. Czę­sto naj­bar­dziej bez­względ­ni w oce­nie jeste­śmy wobec sie­bie i naj­bliż­szych. Niech Rok Świę­ty przy­na­gli nas do odkry­cia Miło­sier­dzia Boże­go, któ­re nie ma gra­nic. Boga, któ­ry nie­stru­dzo­ny cze­ka na każ­de­go. Zachę­ca­jąc do otwar­cia się na nie­skoń­czo­ne miło­sier­dzie, przy­po­mi­na­my, że odpust jubi­le­uszo­wy jest prze­zna­czo­ny w szcze­gól­ny spo­sób dla tych, któ­rzy ode­szli przed nami, aby mogli otrzy­mać peł­nię miło­sier­dzia (Bul­la Spes non con­fun­dit, 22).

Dzi­siaj, w świę­to Świę­tej Rodzi­ny, jesz­cze moc­niej chce­my przy­po­mnieć, że jako Kościół two­rzy­my wspól­no­tę, w któ­rej nikt nie jest sam. U pro­gu nowe­go roku kalen­da­rzo­we­go, chce­my Wam, Bra­cia i Sio­stry, życzyć zaufa­nia i nadziei, jakie mia­ła Świę­ta Rodzi­na. Idąc za sło­wa­mi psal­mu: „Powierz Panu swo­ją dro­gę i zaufaj Mu: On sam będzie dzia­łał” (Ps 37, 5), war­to zwró­cić uwa­gę, że zarów­no Mary­ja jak i św. Józef, wyj­ścia z trud­nych sytu­acji nie szu­ka­li na wła­sną rękę. Zaufać Bogu, ozna­cza tak­że zro­bić Mu miej­sce, by mógł działać.

Pod­su­mo­wu­jąc mija­ją­cy czas, bądź­my dla sie­bie wyro­zu­mia­li i doce­niaj­my dobro, któ­re było naszym udzia­łem. Wita­jąc rok 2025, pamię­taj­my, że licz­ba ta jest odli­cza­na od naro­dzin Jezu­sa Chry­stu­sa, Pana ludz­kich dzie­jów i histo­rii świa­ta. Dla­te­go nie lęk, ale zaufa­nie i nadzie­ja niech towa­rzy­szą nam każ­de­go dnia! Dobrej zaba­wy dla świę­tu­ją­cych syl­we­stra, spo­koj­nej nocy dla wita­ją­cych go w ciszy. Wiel­kich owo­ców Roku Jubi­le­uszo­we­go: łaski, nadziei, prze­ba­cze­nia, a nade wszyst­ko miłości.

Pod­pi­sa­li paste­rze Kościo­ła kato­lic­kie­go w Pol­sce obec­ni na 399. Zebra­niu Ple­nar­nym Kon­fe­ren­cji Epi­sko­pa­tu Pol­ski na Jasnej Górze, 19 listo­pa­da 2024 roku