0:00/ 0:00
Wesprzyj

lub na 70 1240 1431 1111 0000 1045 5360 (numer konta parafii)

ZAMKNIJ

Przekaż ofiarę dla Bazyliki Mariackiej

Przejdź

lub na 70 1240 1431 1111 0000 1045 5360 (numer konta parafii)

Kazania

Rana

Rana

Dzi­siej­sze Sło­wo tra­fia w punkt, w sed­no spra­wy naj­bar­dziej natu­ral­nej i ludz­kiej. Prze­cież ludzie z natu­ry rze­czy i z woli Stwór­cy prze­zna­cze­ni są do bycia we dwo­je, do łącze­nia się w pary. Bo stwo­rzył Bóg czło­wie­ka na swój obraz, na obraz Boży go stwo­rzył: stwo­rzył męż­czy­znę i nie­wia­stę (Rdz 1,27). Są od tego pew­ne wyjąt­ki, powo­ła­nia, sta­ny, misje, pro­fe­sje, bo w nich pew­nie pro­ściej być sin­glem. Ale ewi­dent­nie akt stwo­rze­nia czło­wie­ka jako męż­czy­zny i kobie­ty wyty­cza szlak rodzin­ny, a nie sin­glo­wy. Pla­ne­ta sin­gli to nie jest wola Boga. To wymysł ide­olo­gii i konsumeryzmu.

W Rumu­nii roz­po­czę­ło się w sobo­tę dwu­dnio­we refe­ren­dum w spra­wie popraw­ki do kon­sty­tu­cji pole­ga­ją­cej na wpro­wa­dze­niu zapi­su stwier­dza­ją­ce­go, że mał­żeń­stwo to wyłącz­nie zwią­zek kobie­ty i męż­czy­zny. Zna­jąc ten­den­cje panu­ją­ce w świa­to­wej poli­ty­ce, Rumu­ni podej­mu­ją decy­zję o wpi­sa­niu na trwa­łe zapi­su o natu­ral­nym porząd­ku rze­czy we wła­sne pra­wo. Taki zapis ma choć­by nie­co ochro­nić przy­szłość rodzi­ny i w kon­se­kwen­cji przy­szłe losy naro­du. Bo na począt­ku stwo­rze­nia Bóg stwo­rzył ich jako męż­czy­znę i kobie­tę: dla­te­go opu­ści czło­wiek ojca swe­go i mat­kę i złą­czy się ze swo­ją żoną, i będą obo­je jed­nym cia­łem (Mk 10, 15).

Rana grze­chu, zamę­tu, ego­istycz­ne­go życia, spra­wia, że w każ­dym poko­le­niu mamy spo­ro kło­po­tów z dozgon­nym mał­żeń­stwem, życiem wier­nym. Pan Jezus napo­ty­ka kło­po­ty w swo­im poko­le­niu, w swo­im naro­dzie: fary­ze­usze macha­ją mu przed ocza­mi listem roz­wo­do­wym dają­cym moż­li­wość roz­sta­nia się mał­żon­kom w pew­nych oko­licz­no­ściach. On stwier­dza, że nie taki jest zamiar Boży. Bóg roz­wo­dów nie czy­ni! Pro­si, żeby nie mąci­li! Żeby popa­trzy­li na dzieci!

W XXI wie­ku rana na nie­ro­ze­rwal­no­ści mał­żeń­skiej krwa­wi obfi­cie. Pan Jezus stoi przy nas i patrzy na te rany rodzin, zdep­ta­ne przy­się­gi, dzie­ci pogu­bio­ne w kło­po­tach doro­słych. I wie­le zapew­ne przy­czyn tej wzra­sta­ją­cej licz­by roz­pa­da­ją­cych się mał­żeństw dostrze­ga. Pierw­sza to brak odpo­wied­nie­go przy­go­to­wa­nia czy doj­rza­ło­ści do mał­żeń­stwa. Nie­wie­lu mło­dych ludzi dora­sta spo­łecz­nie do pod­ję­cia obo­wiąz­ków dobrej mat­ki i odpo­wie­dzial­ne­go ojca. Zbyt dłu­gie dora­sta­nie do decy­zji oraz życie pod klo­szem mamy i taty do 30. roku życia nie uła­twia­ją samo­dziel­no­ści. Star­sze poko­le­nie sta­ra się wręcz wyrę­czać w każ­dych kło­po­tach młod­sze, co koń­czy się uciecz­ką przed odpo­wie­dzial­no­ścią za dru­gą, kocha­ną oso­bę. Zda­rza­ją się czę­sto nie­for­mal­ne, jak­by robo­cze związ­ki, któ­re kon­su­mu­ją czło­wie­ka i jego ser­ce ponad mia­rę. Naj­lep­szy okres na decy­zje mija i prze­su­wa się nie­bez­piecz­nie do 40-stki…

Inna przy­czy­na pora­nie­nia jest jesz­cze poważ­niej­sza. Nie­słow­ność. Nowo­żeń­cy sta­jąc przy ołta­rzu dają Bogu sło­wo, że nie opusz­czą współ­mał­żon­ka aż do śmier­ci. Bogu — Jemu dają sło­wo, i gdy­by wia­ra ludzi była praw­dzi­wie głę­bo­ka to wcze­śniej odda­li­by życie, ale dane­go Mu sło­wa by nie pode­pta­li (por. Bóg złą­czył, ks. Ed. Sta­niek). Nie­słow­ność czło­wie­ka nie trak­tu­je na serio ani współ­mał­żon­ka, ani Kościo­ła, ani Boga. Sło­wo jest rzu­ca­ne na wiatr. A prze­cież sły­sze­li sakra­men­tal­ne: „Co Bóg złą­czył, tego czło­wiek niech nie roz­dzie­la!”. Domi­ni­ka­nin, o. Zamor­ski zaob­ser­wo­wał: Nie jest dobrze ze świa­tem, w któ­rym wszyst­ko jest na chwi­lę, na niby, na pró­bę, dopó­ki nam się nie znu­dzi. (…) Czło­wiek prze­sta­je być samot­ny dopie­ro wte­dy, gdy odnaj­du­je w sobie wia­rę w nie­za­wod­ną Obec­ność. W mał­żeń­stwie jest ona zobo­wią­za­niem nie na chwi­lę, nie na niby, nie na pró­bę, ale na zawsze, nawet wte­dy, gdy się znu­dzi. (O. Tomasz Zamor­ski OP, „Ore­mus” paź­dzier­nik 2006, s. 35).

Pod­czas Eucha­ry­stii sta­je­my przed Bogiem jak Jego dzie­ci, nie­co bez­rad­ne. Pora­nio­ne. Nasz świat nas rani, rani­my też sami sie­bie, nie umie­my sami zara­dzić ranie mał­żeństw prze­trą­co­nych. Cho­dzą nam po gło­wie świa­to­we poku­sy. Jed­nak jako dzie­ci Boga zatę­sk­nij­my za pro­sty­mi roz­wią­za­nia­mi, za wia­rą dzie­cię­cą, za słow­no­ścią i wiel­ką wia­rą w Boga, któ­ry roz­wią­zu­je węzły gor­dyj­skie i leczy rany serc roz­bit­ków mał­żeń­skich sobie wia­do­mym spo­so­bem. I pamię­taj­my, że kto nie przyj­mie kró­le­stwa Boże­go i jego zasad pro­sto jak dziec­ko, ten nie wej­dzie do nie­go! Amen.

/​ks. inf. Dariusz Raś/