Dzisiejsze Słowo trafia w punkt, w sedno sprawy najbardziej naturalnej i ludzkiej. Przecież ludzie z natury rzeczy i z woli Stwórcy przeznaczeni są do bycia we dwoje, do łączenia się w pary. Bo stworzył Bóg człowieka na swój obraz, na obraz Boży go stworzył: stworzył mężczyznę i niewiastę (Rdz 1,27). Są od tego pewne wyjątki, powołania, stany, misje, profesje, bo w nich pewnie prościej być singlem. Ale ewidentnie akt stworzenia człowieka jako mężczyzny i kobiety wytycza szlak rodzinny, a nie singlowy. Planeta singli to nie jest wola Boga. To wymysł ideologii i konsumeryzmu.
W Rumunii rozpoczęło się w sobotę dwudniowe referendum w sprawie poprawki do konstytucji polegającej na wprowadzeniu zapisu stwierdzającego, że małżeństwo to wyłącznie związek kobiety i mężczyzny. Znając tendencje panujące w światowej polityce, Rumuni podejmują decyzję o wpisaniu na trwałe zapisu o naturalnym porządku rzeczy we własne prawo. Taki zapis ma choćby nieco ochronić przyszłość rodziny i w konsekwencji przyszłe losy narodu. Bo na początku stworzenia Bóg stworzył ich jako mężczyznę i kobietę: dlatego opuści człowiek ojca swego i matkę i złączy się ze swoją żoną, i będą oboje jednym ciałem (Mk 10, 15).
Rana grzechu, zamętu, egoistycznego życia, sprawia, że w każdym pokoleniu mamy sporo kłopotów z dozgonnym małżeństwem, życiem wiernym. Pan Jezus napotyka kłopoty w swoim pokoleniu, w swoim narodzie: faryzeusze machają mu przed oczami listem rozwodowym dającym możliwość rozstania się małżonkom w pewnych okolicznościach. On stwierdza, że nie taki jest zamiar Boży. Bóg rozwodów nie czyni! Prosi, żeby nie mącili! Żeby popatrzyli na dzieci!
W XXI wieku rana na nierozerwalności małżeńskiej krwawi obficie. Pan Jezus stoi przy nas i patrzy na te rany rodzin, zdeptane przysięgi, dzieci pogubione w kłopotach dorosłych. I wiele zapewne przyczyn tej wzrastającej liczby rozpadających się małżeństw dostrzega. Pierwsza to brak odpowiedniego przygotowania czy dojrzałości do małżeństwa. Niewielu młodych ludzi dorasta społecznie do podjęcia obowiązków dobrej matki i odpowiedzialnego ojca. Zbyt długie dorastanie do decyzji oraz życie pod kloszem mamy i taty do 30. roku życia nie ułatwiają samodzielności. Starsze pokolenie stara się wręcz wyręczać w każdych kłopotach młodsze, co kończy się ucieczką przed odpowiedzialnością za drugą, kochaną osobę. Zdarzają się często nieformalne, jakby robocze związki, które konsumują człowieka i jego serce ponad miarę. Najlepszy okres na decyzje mija i przesuwa się niebezpiecznie do 40-stki…
Inna przyczyna poranienia jest jeszcze poważniejsza. Niesłowność. Nowożeńcy stając przy ołtarzu dają Bogu słowo, że nie opuszczą współmałżonka aż do śmierci. Bogu — Jemu dają słowo, i gdyby wiara ludzi była prawdziwie głęboka to wcześniej oddaliby życie, ale danego Mu słowa by nie podeptali (por. Bóg złączył, ks. Ed. Staniek). Niesłowność człowieka nie traktuje na serio ani współmałżonka, ani Kościoła, ani Boga. Słowo jest rzucane na wiatr. A przecież słyszeli sakramentalne: „Co Bóg złączył, tego człowiek niech nie rozdziela!”. Dominikanin, o. Zamorski zaobserwował: Nie jest dobrze ze światem, w którym wszystko jest na chwilę, na niby, na próbę, dopóki nam się nie znudzi. (…) Człowiek przestaje być samotny dopiero wtedy, gdy odnajduje w sobie wiarę w niezawodną Obecność. W małżeństwie jest ona zobowiązaniem nie na chwilę, nie na niby, nie na próbę, ale na zawsze, nawet wtedy, gdy się znudzi. (O. Tomasz Zamorski OP, „Oremus” październik 2006, s. 35).
Podczas Eucharystii stajemy przed Bogiem jak Jego dzieci, nieco bezradne. Poranione. Nasz świat nas rani, ranimy też sami siebie, nie umiemy sami zaradzić ranie małżeństw przetrąconych. Chodzą nam po głowie światowe pokusy. Jednak jako dzieci Boga zatęsknijmy za prostymi rozwiązaniami, za wiarą dziecięcą, za słownością i wielką wiarą w Boga, który rozwiązuje węzły gordyjskie i leczy rany serc rozbitków małżeńskich sobie wiadomym sposobem. I pamiętajmy, że kto nie przyjmie królestwa Bożego i jego zasad prosto jak dziecko, ten nie wejdzie do niego! Amen.
/ks. inf. Dariusz Raś/