0:00/ 0:00
Wesprzyj

lub na 70 1240 1431 1111 0000 1045 5360 (numer konta parafii)

ZAMKNIJ

Przekaż ofiarę dla Bazyliki Mariackiej

Przejdź

lub na 70 1240 1431 1111 0000 1045 5360 (numer konta parafii)

Kazania

Perła

Perła

Dro­ga Elż­bie­to, kie­dy patrzy­my na two­je życie, któ­re na zie­mi zakoń­czy­łaś, a czas pod­su­mo­wa­nia nad­szedł wła­śnie tutaj w kapli­cy na Rako­wi­cach, to myśli­my, że przy­to­cze­nie dzi­siaj Jezu­so­wej przy­po­wie­ści o per­le jest jak naj­bar­dziej odpo­wied­nie. W chwi­lach takich jak ta, kie­dy ser­ce jest peł­ne smut­ku, a umysł sta­ra się zro­zu­mieć tajem­ni­cę śmier­ci i zmar­twych­wsta­nia, war­to się­gnąć po Sło­wo Boże, któ­re daje nam nie­za­wod­ną pocie­chę. Przy­po­wieść o per­le z Ewan­ge­lii według św. Mate­usza gło­si: „Kró­le­stwo nie­bie­skie jest podob­ne do kup­ca, któ­ry szu­ka pięk­nych pereł. A gdy zna­lazł jed­ną dro­go­cen­ną per­łę, poszedł, sprze­dał wszyst­ko, co miał, i kupił ją” (Mt 13, 45–46). Jezus prze­ko­nu­je nas, uczniów o tym, jak wiel­ką war­tość ma życie w Bogu. Per­ła sta­je obra­zem tego, co napraw­dę cen­ne, bo nie­śmier­tel­ne, co ma tak wiel­ką war­tość, że war­to poświę­cić wszyst­ko, by to zdo­być. War­to zasta­no­wić się, co ta per­ła sym­bo­li­zu­je w kon­tek­ście życia Elżbiety.

Pra­cu­jąc w skle­pie i pra­cow­ni jubi­le­ra, obser­wo­wa­łaś Elu, jak szli­fu­je się kamie­nie i opra­wia per­ły, szu­ka­jąc tych naj­pięk­niej­szych i naj­cen­niej­szych. Mia­łaś w sobie tę zdol­ność do roz­po­zna­wa­nia pięk­na w tym, co z pozo­ru wyda­je się zwy­czaj­ne. Potra­fi­łaś dostrze­gać blask i war­tość w ludziach, w momen­tach życia, w rela­cjach. Wie­dzia­łaś, jak pie­lę­gno­wać to, co naj­cen­niej­sze, zarów­no wśród swo­ich, jak i w sobie. Per­ła jest dla ludzi cen­na, gdyż sta­ła się sym­bo­lem nie tyl­ko pięk­na, ale i cier­pli­wo­ści, bo pro­ces jej powsta­nia jest dłu­gi i wyma­ga­ją­cy. Każ­dy dzień był dla cie­bie oka­zją, by szli­fo­wać „per­ły” – war­to­ści w życiu codzien­nym. Były to nie­rzad­ko „per­ły” ofia­ro­wa­ne nam. Dla­te­go przed Bogiem sta­jesz dziś Elu ze swo­im dorob­kiem wyrzeź­bio­nym przez lata pra­cy, miło­ści, nie­ga­sną­ce­go uśmiechu.

Marian, towa­rzysz ostat­nich lat życia napi­sał mi świa­dec­two o Eli. Pozwól­cie, że przy­to­czę kil­ka „doku­men­tal­nych” zdań: „Trud­no mówić o czło­wie­ku, któ­ry pozor­nie niczym szcze­gól­nym, na niwie dzia­łal­no­ści pań­stwo­wej czy samo­rzą­do­wej, się nie wyróż­nił. Nie uzy­skał tytu­łów pro­fe­sor­skich, nie rzą­dził mia­stem, nie uzy­skał orde­rów. Mimo tego, o Elż­bie­cie Skrzy­bal­skiej moż­na pisać epo­pe­ję. Była osto­ją uli­cy Sien­nej, trwa­ła jak nie­złom­na straż­nicz­ka tra­dy­cji i hono­ru, jej miej­sce pra­cy, Pra­cow­nia Arty­stycz­no-Złot­ni­cza Elja jak magnes przy­cią­ga­ło dobrych ludzi, nie tyl­ko z Ryn­ku i naj­bliż­szych oko­lic, ale z całe­go mia­sta. Ścią­ga­li do niej, sta­li przy ladzie i snu­li swo­je opo­wie­ści. Przy­cho­dzi­li zwy­kli ludzie, kwia­ciar­ki kra­kow­skie, mini­stran­ci, rze­mieśl­ni­cy, przy­cho­dzi­li pro­fe­so­ro­wie i arty­ści. Przy­cią­ga­ła kre­so­wia­ków, może dla­te­go, że mia­ła korze­nie ormiań­skie, jej przod­ko­wie — Matu­sze od stro­ny ojca pocho­dzi­li z Kut, mia­sta na daw­nej gra­ni­cy pol­sko-rumuń­skiej. Jej pra­bab­ką była Ryp­sy­na Zaru­gie­wicz, mat­ka boha­ter­skie­go obroń­cy Lwo­wa Kon­stan­te­go Zaru­gie­wi­cza, chrzest­na Gro­bu Nie­zna­ne­go Żoł­nie­rza w War­sza­wie. Przod­ko­wie od stro­ny mat­ki to Dąbrow­scy. Jak wszy­scy zna­ni o tym nazwi­sku, nie szczę­dzi­li pra­cy dla Ojczy­zny, co nie znaj­do­wa­ło uzna­nia w oczach rosyj­skie­go zabor­cy, cze­go skut­kiem była zsył­ka do Jeka­te­ryn­bur­ga. Wiel­kie­go ser­ca musiał być Sta­ni­sław Juno­sza Dąbrow­ski, dzia­dek Elż­bie­ty, sko­ro wśród strasz­li­we­go ter­ro­ru sowiec­kie­go zwy­kli ludzie, oby­wa­te­le Jeka­te­ryn­bur­ga, sami z sie­bie, zor­ga­ni­zo­wa­li ewa­ku­ację zagro­żo­nej pol­skiej rodzi­ny i w prze­bra­niu prze­wieź­li ich do Polski.

Na Sien­nej pod nr 6. była przy­stań, gdzie cumo­wa­li bra­cia Janic­cy, słyn­ne „Kan­to­row­skie jam­ni­ki”, albo jak kto woli Kiem­li­cze od Hof­f­ma­na; pro­fe­sor­stwo Szczy­gli­ko­wie prze­ka­zy­wa­li sobie rodzin­nie z poko­le­nia na poko­le­nie tra­dy­cję zaku­pów w tej pra­cow­ni. I koniecz­nie roz­mo­wę z panią Elą. Do niej zaglą­dał pro­fe­sor Grzy­bek, nie­sku­tecz­nie nama­wia­jąc ją na udział w jego roz­licz­nych chó­rach. To ona naj­wła­ści­wiej dora­dza­ła prof. Anto­nie­mu Dziat­ko­wia­ko­wi wybór „ryn­gra­fi­ków” dla wnu­czek. A nasz nie­od­ża­ło­wa­ny śp. ksiądz Anto­ni Okrze­sik? Prze­cież on mógł być dobrym duchem Małe­go Ryn­ku dzię­ki Elż­bie­cie Skrzy­bal­skiej, paniom z Zapie­ka­nek Mar­cie i Ani, pani Gra­ży­nie z legen­dar­ne­go kio­sku na kołach z pra­są, któ­ry całe lata stał na rogu Wiśl­nej i Sto­lar­skiej. Elż­bie­ta przy­gar­nia­ła potrze­bu­ją­cych, dzie­li­ła się przy­sło­wio­wą krom­ką chle­ba. W krę­gu przy­ja­ciół znaj­do­wał się też pan Lucjan Bir­czyń­ski, któ­ry przez kil­ka­dzie­siąt lat miesz­kał na ostat­nim pię­trze kamie­ni­cy, w któ­rej funk­cjo­no­wa­ła pra­cow­nia, a potem już po prze­pro­wadz­ce, każ­de­go dnia mel­du­je się w Bazy­li­ce Mariac­kiej, a następ­nie na ul. Sien­nej. Elż­bie­ta Skrzy­bal­ska, bez hiper­bo­li moż­na powie­dzieć — zbie­racz­ka histo­rii. Histo­rii ludzi, to tak, jak w przy­pad­ku fry­zje­ra, tak­sów­ka­rza czy leka­rza ludzie opo­wia­da­ją o swo­jej codzien­no­ści i pery­pe­tiach, któ­re w rezul­ta­cie skła­da­ją się na histo­rie życia, ich dzie­je. Tak przed jej ladą ludzie się spo­wia­da­li ze swo­ich pro­ble­mów, swo­ich rado­ści i zmar­twień. To ona była naj­le­piej poin­for­mo­wa­na komu uro­dził się wnuk, komu zmar­ła żona, kto wybu­do­wał dom, kto poje­chał na nar­ty i dla­cze­go tak pole­ca to miej­sce. Mia­ła swo­je poglą­dy i sym­pa­tie poli­tycz­ne. Wiel­bi­ła mar­szał­ka Pił­sud­skie­go i pre­zy­den­ta Lecha Wałę­sę. Jej powo­dem do dumy była oso­bi­sta zna­jo­mość z Karo­lem Woj­ty­łą, Lol­kiem jak go nazy­wa­li w domu, św. Janem Paw­łem II, bo prze­cież jej mat­ka Ire­na była w krę­gu przy­ja­ciół przy­szłe­go papie­ża. W cza­sie II Woj­ny Świa­to­wej dzia­dek Dąbrow­ski pra­co­wał w Solvayu na pod­rzęd­nych sta­no­wi­skach i to za jego pośred­nic­twem jego cór­ka Ire­na, rocz­nik 1923 pozna­ła Karo­la Woj­ty­łę i weszła do krę­gu naj­bliż­szych mu przy­ja­ciół takich jak Jani­na Garyc­ka, Juliusz Kydryń­ski. Mat­ka Elż­bie­ty była far­ma­ceut­ką z dyplo­mem magi­stra z Uni­wer­sy­te­tu Jagiel­loń­skie­go, ojciec archi­tek­tem po Poli­tech­ni­ce Kra­kow­skiej. W archi­wum domo­wym pie­czo­ło­wi­cie prze­cho­wu­je się odręcz­ne listy pisa­ne z Waty­ka­nu do jej mat­ki przez pol­skie­go papie­ża. Wie­le cie­płych słów kie­ro­wał Ojciec Świę­ty rów­nież do Elż­bie­ty, któ­rej na Sal­wa­to­rze oso­bi­ście nie­gdyś udzie­lił ślubu.”. 

Skąd wzię­ła się ta wyjątkowość-„perłowatość” życio­ry­su naszej Elż­bie­ty? „Per­ło­wa­tość” osią­ga się rów­nież dzię­ki ode­bra­niu dobre­go wycho­wa­nia. Bo prze­cież z jakim prze­sta­jesz takim się sta­jesz. Powtó­rzę, dla­te­go jesz­cze jeden szcze­gół z życia Eli. Jej sto­su­nek do księ­ży był życz­li­wy nad­zwy­czaj, a zwłasz­cza przy­jaźń do księ­dza Anto­nie­go Okrze­si­ka z kościo­ła świę­te­go Woj­cie­cha na kra­kow­skim Ryn­ku. Dora­dza­ła mu w dobo­rze pre­zen­ci­ków, nie szczę­dzi­ła cza­su na dyk­te­ryj­ki, wspól­ne opo­wie­ści, obcho­dzi­ła jego imie­ni­ny i wszel­kie świę­ta. W cza­sach, kie­dy sło­wo „kler” sta­ło się obcia­chem, ona opie­ko­wa­ła się scho­ro­wa­nym Anto­nim, trak­to­wa­ła go jak ojca, codzien­nie roz­ma­wia­ła i dopin­go­wa­ła innych do zain­te­re­so­wa­nia wów­czas, kie­dy potrze­bo­wał opie­ki. Modli­ła się dużo i kie­dy odcho­dził od nas do wiecz­no­ści pła­ka­ła per­li­sty­mi łza­mi cór­ki z tęsk­no­ty za jego codzien­ną gawę­dą. Ta więź ul. Sien­nej z kapła­nem Anto­nim jest dla mnie tajem­ni­cą. A dziś wg mnie może już owo­co­wać w bra­mach nieba.

Elż­bie­to, ode­szłaś opa­trzo­na sakra­men­ta­mi po 71 latach życia i zosta­wi­łaś po sobie nie­zwy­kle pogod­ne obli­cze i dobry ślad na uli­cach Kra­ko­wa. Byłaś kocha­na przez tak wie­le osób, któ­re dziś w repre­zen­ta­cji cię tutaj żegna­ją. Dzi­siaj wszy­scy tutaj zebra­ni mówią: „Do widze­nia w nie­bie, Elu!”. Bo przed Bogiem posia­da­my wszy­scy nadzie­ję na reka­pi­tu­la­cję nasze­go życia w Jezu­sie Chry­stu­sie — goto­wi wszyst­ko zacząć od nowa po dru­giej stro­nie. Ufa­my bar­dzo głę­bo­ko, że po dru­giej stro­nie histo­rii cze­ka na Cie­bie dobry Bóg i Jego wspa­nia­ły plan. Amen.

/​Ks. inf. Dariusz Raś/

Pogrzeb śp. Elż­bie­ty Skrzy­bal­skiej, 12 lute­go 2025