0:00/ 0:00
Wesprzyj

lub na 70 1240 1431 1111 0000 1045 5360 (numer konta parafii)

ZAMKNIJ

Przekaż ofiarę dla Bazyliki Mariackiej

Przejdź

lub na 70 1240 1431 1111 0000 1045 5360 (numer konta parafii)

Kazania

Papiescy

Papiescy

Kie­dy sły­szy­my sło­wa Pana Jezu­sa spi­sa­ne przez św. Jana Apo­sto­ła prze­po­wia­da­ją­ce przy­szłość myśli­my od razu o naszych cza­sach. Jed­nak te sło­wa bez­po­śred­nio doty­czy­ły gru­py Dwu­na­stu i ich przy­szło­ści. Św. Piotr zapew­ne nie myślał wte­dy, że będzie bisku­pem Wiecz­ne­go Mia­sta i pierw­szym papie­żem. Nie wie­dział, że umrze śmier­cią krzy­żo­wą na Waty­ka­nie. Nie przy­pusz­czał, że tam, w Rzy­mie, powsta­nie ośro­dek życia wia­ry kato­li­ków pro­mie­niu­ją­cy na cały świat. Duch św. Para­klet to spra­wił. Zmar­twych­wsta­ły Pan zosta­wił ludziom Jego cią­gle odna­wia­ją­cą się moc. O tym jest to dzi­siej­sze słowo.

Świę­ty Piotr, biskup Rzy­mu nie wie­dział ilu następ­ców będzie miał. Nie wie­dział, że ist­nie­je gdzieś w Euro­pie, na pół­noc od Alp i Kar­pat rze­ka Wisła. Jed­nak­że Duch Św. Para­klet spra­wił, że tysiąc lat potem lud tej zie­mi przyj­mie chrzest w tej samej wie­rze co pierw­szy papież. A za kolej­ne tysiąc lat, ten sam Duch Pocie­szy­ciel, spra­wił, że kard. Karol Woj­ty­ła, pocho­dzą­cy „z dale­kie­go kra­ju”, uro­dzo­ny w pod­kra­kow­skich Wado­wi­cach, zaj­mie kate­dry na Late­ra­nie, Waty­ka­nie, Eskwi­li­nie i za Mura­mi Rzy­mu. Ten nowy papież zaświad­czy, że tysiąc­let­nia Pol­ska nazna­czo­na jest żywą, moc­ną, nigdy nie prze­rwa­ną, prze­ży­tą i głę­bo­ką wię­zią ze Sto­li­cą Pio­tro­wą. Co wię­cej, Duch Świę­ty Pocie­szy­ciel spra­wił przez suk­ce­sję wia­ry, że my na tej zie­mi, od Tatr przez Kra­ków po Wester­plat­te, jeste­śmy jakoś bar­dziej papie­scy i że przy­na­le­ży­my jesz­cze bar­dziej do krę­gu kul­tu­ry zacho­du. Dzię­ku­je­my Bogu za ten dar.

Choć towa­rzy­szy nam pewien nie­do­syt w reali­za­cji Ewan­ge­lii w nas i wokół nas, to wła­śnie ona pięk­nie otwie­ra na róż­no­ra­kie powo­ła­nia: te rodzin­ne, te misyj­ne, te kapłań­skie i zakon­ne, te powo­ła­nia spe­cjal­ne. Co wię­cej, Duch Ewan­ge­lii otwie­ra nas na dru­gich. Dzie­je Apo­stol­skie poma­ga­ją zro­zu­mieć ten dia­lo­gicz­ny, mobil­ny, „podróż­ni­czy” cha­rak­ter Kościo­ła. Św. Piotr podró­żo­wał. Św. Paweł podró­żo­wał. Św. Jan Paweł II podró­żo­wał. Z Ewan­ge­lią pod ręką podró­żo­wa­li. W dzi­siej­szym pierw­szym czy­ta­niu św. Paw­ła z Tar­su zasta­je­my w dro­dze, na stat­ku. Pły­nie przez grec­kie por­ty do Filip­pi w Mace­do­nii. Bły­ska­wicz­nie nawra­ca Lidię aktyw­ną, wpły­wo­wą kobie­tę zaj­mu­ją­cą się kupiec­twem pur­pu­ry i jej cały dom. Czy nie tegoż zapa­łu misyj­ne­go uczył nas rów­nież Karol Woj­ty­ła — Jan Paweł II — Świę­ty? On chło­pak uro­dzo­ny 100 lat temu w pod­kra­kow­skich Wado­wi­cach wie­dział, że tyl­ko wte­dy dusza ludz­ka zazna spo­ko­ju i szczę­ścia, kie­dy dostą­pi har­mo­nii z pla­nem Bożym. Dla­te­go tak moc­no wybrzmia­ło hasło-mot­to pon­ty­fi­ka­tu: Otwórz­cie na oścież drzwi Chry­stu­so­wi. Nie lękaj­cie się! To zawo­ła­nie misyj­ne two­rzy już kod gene­tycz­ny naszej, pol­skiej i chrze­ści­jań­skiej kul­tu­ry, ure­al­nia wia­rę, prze­po­wia­da rów­nież cza­sy prób takich jak epi­de­mia. Ale przede wszyst­kim daje speł­nie­nie: jeśli otwo­rzysz się w praw­dzie na Chry­stu­sa, wszyst­ko sta­nie się prost­sze i szczęśliwsze.

Dla­te­go cie­szy­my się, że dzię­ki Ducho­wi Świę­te­mu żywe papie­stwo sta­ło się bliż­sze i nam, w koście­le Mariac­kim, w samym ser­cu Kra­ko­wa. Bo tutaj odnaj­du­je­my śla­dy jego dzie­ciń­stwa, kie­dy Lolek odwie­dzał z cio­cią z ul. Flo­riań­skiej nasze podwo­je, tutaj znaj­du­je­my kon­fe­sjo­nał cenio­ne­go spo­wied­ni­ka ks. prof. Karo­la Woj­ty­ły, tutaj odnaj­du­je­my śla­dy wizyt papie­skich, tu posia­da­my w skarb­cu jego pamiąt­ki i reli­kwię. Wie­my jak bazy­li­kę i jej kapła­nów cenił Karol Woj­ty­ła jako arcy­bi­skup metro­po­li­ta kra­kow­ski, kar­dy­nał i jako papież. Cią­gle pytał: Co tam sły­chać w koście­le Mariac­kim? Jak mu dziś odpo­wie­my na to pyta­nie? Pew­nie pro­sto: żyje­my, pamię­ta­my, nie zapo­mi­na­my, że „czło­wie­ka (…) nie moż­na do koń­ca zro­zu­mieć bez Chry­stu­sa. A raczej: czło­wiek nie może sie­bie sam do koń­ca zro­zu­mieć bez Chry­stu­sa. Nie może zro­zu­mieć ani kim jest, ani jaka jest jego wła­ści­wa god­ność, ani jakie jest jego powo­ła­nie i osta­tecz­ne prze­zna­cze­nie” (Homi­lia, War­sza­wa 1979 r.). Amen.