0:00/ 0:00
Wesprzyj

lub na 70 1240 1431 1111 0000 1045 5360 (numer konta parafii)

ZAMKNIJ

Przekaż ofiarę dla Bazyliki Mariackiej

Przejdź

lub na 70 1240 1431 1111 0000 1045 5360 (numer konta parafii)

Kazania

Ofiara i chwała

Ofiara i chwała

Rocz­ni­ca Kon­fe­de­ra­cji Bar­skiej  – Msza św. u oo. Kapu­cy­nów – 25 lute­go 2018 – kaza­nie wygło­szo­ne przez ks. inf. Dariu­sza Rasia 

Ofia­ra i chwa­ła. Wła­ści­wa kolej­ność, któ­rej dziś uczy nas Sło­wo w opo­wie­ści o górze Tabor jest taka: ofia­ra idzie przed chwa­łą. Nie ma dro­gi na skró­ty. W Prze­mie­nie­niu Zba­wi­cie­la otrzy­ma­li­śmy jak trzej ucznio­wie znak przy­szłe­go zmar­twych­wsta­nia, przy­szłe­go dopeł­nie­nia się dobra. Wcze­śniej cze­ka jed­nak — nawet Zba­wi­cie­la — przej­ście przez ofia­rę — Pas­chę. Tego naj­bliż­si ucznio­wie na górze nie poję­li. Dla­te­go zada­je­my gło­śno pyta­nie czy czło­wiek współ­cze­sny może pojąć tę tajem­ni­cę: potrze­by prze­by­cia dro­gi przez ofia­rę przed chwa­łą? Obser­wu­je­my wiel­kie zagu­bie­nie tej­że kolej­no­ści u tylu ludzi. Sła­wa ziem­ska, powo­dze­nie, bogac­two, blichtr przy­sła­nia­ją całą dro­gę do peł­ni, do Domu Ojca. Łatwiej spo­tkać ludzi uda­ją­cych zado­wo­le­nie chwi­lą, naskór­ko­wy­mi dozna­nia­mi, popsu­tych przez alko­hol, nar­ko­ty­ki, wyuz­da­nie, chci­wość, bru­tal­ność. Chwi­lo­we wzlo­ty gwiazd ziem­skich nad­zwy­czaj czę­sto koń­czą się tra­ge­dia­mi na nie­spo­ty­ka­ną ska­lę. Zabra­kło bowiem wła­ści­wej kolej­no­ści rze­czy. W mediach łatwiej zoba­czyć ludzi chwi­lo­we­go suk­ce­su niż tych prze­mie­nio­nych i pro­mie­niu­ją­cych wia­rą, modli­twą, wier­ną miłością.

Poprzecz­ka Jezu­so­wej Ewan­ge­lii zosta­ła usta­wio­na zbyt wyso­ko? Nie. Życio­rys wie­lu szla­chet­nych ludzi daje temu czy­tel­ne świa­dec­two. Ofia­ra rodzi praw­dzi­we i głę­bo­kie suk­ce­sy, dłu­go­trwa­łe powo­dze­nie, szla­chet­ne życie, szczę­ście rodzin i Ojczy­zny. Taka jest praw­da o życiu. Taka jest praw­da Jezu­sa. Dłu­go­myśl­ność czło­wie­ka jest decy­du­ją­ca tak w chwi­lach rado­ści, jak i ofia­ry z sie­bie. Św. Paweł pokrze­pia nas swo­im „jeże­li Bóg z nami, któż prze­ciw­ko nam? On, któ­ry nawet wła­sne­go Syna nie oszczę­dził, ale Go za nas wszyst­kich wydał, jak­że miał­by tak­że wraz z Nim wszyst­kie­go nam nie daro­wać?” (Rz 8). Prze­mie­nie­nie Pana jest krót­kim momen­tem chwa­ły w dro­dze do Jero­zo­li­my, zapo­wie­dzią ofia­ry poza jej mura­mi oraz ocze­ki­wa­niem na „wyko­na­ło się” na krzy­żu i naj­waż­niej­szym akor­dem na nutę „alle­lu­ja”.

Kie­dy patrzy­my na histo­rię kon­fe­de­ra­tów bar­skich odnaj­du­je­my w ich dzie­dzic­twie wła­śnie ten testa­ment: ofia­ra pierw­sza, a chwa­ła jak Bóg da. 24 lute­go 1768 roku Rzecz­po­spo­li­ta pod­pi­sa­ła z Rosją nie­chlub­ny Trak­tat wie­czy­stej przy­jaź­ni, mocą któ­re­go sta­wa­ła się de fac­to pro­tek­to­ra­tem rosyj­skim. Cary­ca Kata­rzy­na II gwa­ran­to­wa­ła nie­na­ru­szal­ność gra­nic i ustro­ju wewnętrz­ne­go tego pań­stwa, jed­nak król wybra­ny pod auspi­cja­mi Rosji i sejm dzia­ła­ją­cy pod dyk­tan­do posła rosyj­skie­go Niko­ła­ja Rep­ni­ni­na oraz wojsk inwa­zyj­nych z Rosji nie funk­cjo­no­wa­ły jak w wol­nym pań­stwie. W sku­tek tego kon­fe­de­ra­ci bar­scy zawią­za­li zwią­zek zbroj­ny już 29 lute­go 1768 r., 250 lat temu, na zam­ku w podol­skim Barze ufa­jąc, że odmie­nią histo­rię. Rozu­mie­li, że nie będzie łatwo. Przed­sta­wi­cie­le szlach­ty repre­zen­tu­ją­cy naj­waż­niej­sze czę­ści Rze­czy­po­spo­li­tej uro­czy­ście zawią­za­li swo­ją kon­fe­de­ra­cję pod hasłem „obro­ny wia­ry i wol­no­ści”. Celem kon­fe­de­ra­tów było usu­nię­cie z Pol­ski wojsk rosyj­skich, ukró­ce­nie nowych i bez­pre­ce­den­so­wych przy­wi­le­jów inno­wier­ców. Celem był powrót do mode­lu demo­kra­cji szla­chec­kiej. Kon­fe­de­ra­ci dzia­ła­li z potrze­by ofiar­ne­go ser­ca i wzię­li spra­wy pań­stwa w swo­je ręce. Chcie­li wiel­kiej odmia­ny spo­łecz­nej. Dzia­ła­li. Ata­ko­wa­li oddzia­ły rosyj­skie na Podo­lu, a potem prze­nie­śli wal­ki na pozo­sta­łe czę­ści kra­ju, w tym tak­że do Mało­pol­ski i do Kra­ko­wa. Do pra­cy na rzecz kon­fe­de­ra­cji skło­nio­no rów­nież miesz­czan. Naocz­ny świa­dek oblę­że­nia Kra­ko­wa przez woj­ska rosyj­skie, sta­ry dru­karz Jan Gór­nic­ki, opo­wia­dał, że gdy kon­fe­de­ra­ci „ucie­ra­li” się z Moska­la­mi i Koza­ka­mi, „kobie­ty zgro­ma­dzo­ne tłum­nie na Ryn­ku oko­ło kościo­ła Pan­ny Maryi zapy­ty­wa­ły stró­ża na wie­ży tego kościo­ła, któ­ry widząc z wynio­słej wie­ży, co się w oko­li­cach dzie­je, sto­sow­ne dawał im odpo­wie­dzi woła­jąc przez tubę »nasi biją!«, a wte­dy kobie­ty poczci­we bie­gły do kościo­ła Pan­ny Maryi i wzno­si­ły z pła­czem modły dzięk­czyn­ne – albo też wołał: »naszych biją!«, a zno­wu dobre kobie­ty zale­ga­ły świą­ty­nię, pro­sząc ze łza­mi Pana Boga o powo­dze­nie bro­ni dla swych roda­ków” (za kro­ni­ka­rzem daw­ne­go Kra­ko­wa Ambro­żym Grabowskim).

Cza­sy były trud­ne. Rekwi­ro­wa­no pro­duk­ty żyw­no­ścio­we, zbo­że, gęsi, kro­wy. Klasz­to­rom kaza­no mleć mąkę, a pie­ka­rzom zaka­za­no sprze­da­wa­nia chle­ba nie­kon­fe­de­ra­tom. Moska­le przy­pusz­cza­li jed­nak kolej­ne ata­ki na mia­sto i je zdo­by­wa­li. Z tego cza­su pocho­dzi wiel­ka więź klasz­to­ru bra­ci kapu­cy­nów z kon­fe­de­ra­ta­mi. Cytu­ję za sena­to­rem Pio­trem Boro­niem (tu obec­nym): „Życz­li­wi bra­cia kapu­cy­ni prze­cho­wy­wa­li wie­lu wygnań­ców, a w tzw. Dom­ku Lore­tań­skim urzą­dzi­li nawet szpi­tal. Wła­śnie wów­czas nastą­pi­ło sław­ne a bru­tal­ne wej­ście żoł­da­ków moskiew­skich do klasz­to­ru Bra­ci Kapu­cy­nów. Dokład­nie 12 VIII 1768 miał miej­sce dosłow­nie „sąd­ny dzień́”: splą­dro­wa­nie go i pobi­cie zakon­ni­ków i wie­lu chro­nią­cych się w klasz­to­rze oko­licz­nych miesz­kań­ców. Nie­któ­rzy z nich zmar­li w wyni­ku ran. Rosja­nie uży­li pre­tek­stu, jako­by w klasz­to­rze prze­cho­wy­wa­no broń i amu­ni­cję kon­fe­de­rac­ką. Krzy­cze­li nawet, wpa­da­jąc do cel zakon­nych i bijąc kapu­cy­nów: „Gdzie są arma­ty?” Aresz­to­wa­li gwar­dia­na Fla­she­ka, a wybiw­szy w murze otwo­ry strzel­ni­cze zaczę­li bom­bar­do­wać Kra­ków. 15 sierp­nia ‑w odpust kra­kow­ski — jed­na z czte­ro­ki­lo­gra­mo­wych kul wystrze­lo­nych teraz z kolei przez kon­fe­de­ra­tów z mia­sta prze­ciw Moska­lom prze­bi­ła dwo­je drzwi kościel­nych. Na pamiąt­kę tych wyda­rzeń umiesz­czo­no ją potem wyso­ko w ścia­nie po lewej stro­nie pre­zbi­te­rium i do dziś́ moż­na ją tam oglą­dać, świad­czą­cą o gro­zie tam­tych wyda­rzeń” (Kon­fe­de­ra­cja bar­ska (1768–1772), Tło i dzie­dzic­two, Kra­ków 2018). Dość powie­dzieć , że w wyni­ku dzia­łań zbroj­nych cała Rzecz­po­spo­li­ta i sam Kra­ków ucier­pia­ły bar­dzo na prze­strze­ni lat 1768–72. Nie­miec­ki podróż­nik Jerzy For­ster, któ­ry odwie­dził nasze mia­sto w 1784 roku zano­to­wał: Kra­ków jest smut­nym i opu­sto­sza­łym mia­stem (…) Wszyst­kie domy są od fron­tu podziu­ra­wio­ne kula­mi (jak wyżej). Potrze­ba dodać, że w Mało­pol­sce Tyniec, Lanc­ko­ro­na, Bobrek koło Oświę­ci­mia bro­ni­ły się do koń­ca. Krwi nie szczę­dzo­no. Kon­fe­de­ra­cja przy­nio­sła ofia­ry. Do nie­wo­li dosta­ło się tysią­ce Pola­ków. Wie­lu z nich wywie­zio­no w głąb Rosji, a w Pol­sce roz­po­czął się pomi­mo ich wysił­ku czas zabo­rów. Czas nowych ofiar.

Kon­fe­de­ra­ci bar­dzo kocha­li Ojczy­znę, poświę­ca­li całych sie­bie, rzu­ca­li na sza­lę wła­sne życie. Wagę kon­fe­de­ra­cji doce­nia­ją współ­cze­śni bada­cze i nazy­wa­ją ją pierw­szym powsta­niem naro­do­wym i wzo­rem dla innych póź­niej­szych zry­wów. Dwa­dzie­ścia tysię­cy patrio­tów sta­ra­ło się przez lata obro­nić nas przed potę­gą zewnętrz­ną, obu­dzić licz­ne war­stwy spo­łecz­ne, zwłasz­cza śred­niej szlach­ty oraz wska­zać dro­gę do zacho­wa­nia wol­no­ści Rzecz­po­spo­li­tej. Nie uda­ło się zre­ali­zo­wać tych celów, ale uda­ło się ponieść ofia­rę, nauczyć wspól­nej tro­ski o przy­szłość pań­stwa i świę­tą wia­rę. Po latach Ste­fan Witwic­ki scha­rak­te­ry­zo­wał kon­fe­de­rac­kie dąże­nia tak: Krwi nie żąda­my, zdo­by­czy nie chce­my, Nie chci­wi mor­dów, do łupiestw nie­zdol­ni. Tyl­ko odzy­skać Ojczy­znę pra­gnie­my! Tyl­ko być wol­ni! Choć Ojczy­zna ziem­ska jest prze­cież tyl­ko obra­zem tej nie­bie­skiej, to  jed­nak w imię praw­dy, wol­no­ści i wia­ry war­to się było poświę­cać. Ta bowiem ofia­ra dla ziem­skiej Ojczy­ny dozna­je peł­ne­go wypeł­nie­nia i dopeł­nie­nia w tej dru­giej – nie­bie­skiej. Czy nie jest tak samo i w naszych czasach?

Potrze­ba dodać jesz­cze jed­no: zgod­nie z wie­lo­wie­ko­wą tra­dy­cją wize­run­ki Mat­ki Bożej, zwłasz­cza tej Łaska­wej i Zwy­cię­skiej były czę­sto umiesz­cza­ne na cho­rą­gwiach kon­fe­de­ra­cji. Naj­święt­sza Maria Pan­na, szcze­gól­na opie­kun­ka Pol­ski i Pola­ków; przy­by­wa na nich jako uzbro­jo­na Het­man­ka bez­po­śred­nio zaan­ga­żo­wa­na: Boć nie nowi­na, Maryi pukle­rzem Zasta­wiać Pol­skę̨, wojo­wać z ryce­rzem. Przy­by­wa w Oso­bie, sukurs dawać Tobie Miła Ojczy­zno („Odważ­ny Polak…”). Mat­ka Boża jest dla kon­fe­de­ra­tów jak­by warow­ną twier­dzą Rzecz­po­spo­li­tej. Jed­nak w ich poezji i pie­śniach widać rów­nież ofiar­ni­czą świa­do­mość: Nie­chaj nas nie śle­pią̨ świa­to­we ponę­ty, Dla Boga broń­my wia­ry Jego świę­tej! A za naszą pra­cę będzie wszyst­ką pła­cą Żyć z Bogiem w nie­bie. („Odważ­ny Polak…”)

Ofia­ra i chwa­ła, jak Ojczy­zna ziem­ska i Ojczy­zna nie­bie­ska – sto­ją we wła­ści­wej kolej­no­ści rze­czy. Na ziem­skim pado­le trze­ba się nam nie­co potru­dzić dla zacho­wa­nia naj­więk­szych war­to­ści. One nie przy­cho­dzą łatwo. Bóg wybra­ne­go przez sie­bie Abra­ha­ma wysta­wił na pró­bę o czym słu­cha­li­śmy w pierw­szym czy­ta­niu. Swo­je­go Syna i Zba­wi­cie­la świa­ta nie oszczę­dził. Bóg dopusz­cza rów­nież naszą Ojczy­znę na róż­ne dzie­jo­we pró­by, nie oszczę­dza jej synów. W róż­nych cza­sach, w nowych warun­kach Bóg wzy­wa do dawa­nia świa­dec­twa. Bóg i nas powo­łu­je do roz­po­zna­nia dzie­jo­wych prób i zadys­po­no­wa­nia w darze swo­im życiem w naj­pięk­niej­szym ze spo­so­bów.

Eucha­ry­stia wska­zu­je na jesz­cze jeden aspekt: w cza­sie Ofia­ry prze­mie­nia się dla nas Bóg, sta­je się Chle­bem Ofia­ry na Życie. Wzy­wa nas do prze­mia­ny ze sta­re­go czło­wie­ka, wygod­ne­go, szu­ka­ją­ce­go sie­bie, pra­gną­ce­go samych zaszczy­tów, w nowe­go czło­wie­ka, któ­re­go pierw­szym odru­chem wia­ry win­na być ofia­ra z życia. Bóg do niej zapra­sza. Bóg do niej wzy­wa i jej pra­gnie, chciał­by ofia­ro­wa­nia naszych nie­po­wo­dzeń w nadziei przy­szłe­go bło­go­sła­wień­stwa. Taki jest chrze­ści­jań­ski kod ofia­ry, któ­ra tu speł­nia się dla nas, ale jesz­cze nie do koń­ca obja­wia nam się jej finał. Ten ostat­ni zazwy­czaj dopie­ro w przy­szłej chwa­le dozna­je dopeł­nie­nia. Roz­po­znaj­my w kon­tek­ście zadu­my nad wła­ści­wą kolej­no­ścią ofiar i chwał wła­sne powo­ła­nie. Rów­nież w kon­tek­ście pra­cy dla naszej ziem­skiej Ojczy­zny. Bo ofia­ra zawsze poprze­dza chwa­łę, idzie przed nią. Inna kolej­ność jest darem­na. Prze­ko­na­li się o niej ucznio­wie Zba­wi­cie­la, prze­ko­na­li się o tym ofiar­ni kon­fe­de­ra­ci bar­scy. Nikt nie jest nad Mistrza! Któ­ryś za nas cier­piał rany, Jezu Chry­ste zmi­łuj się nad nami. I Tyś, któ­ra współ­cier­pia­ła Mat­ko Bole­sna przy­czyń się za nami. Amen.