0:00/ 0:00
Wesprzyj

lub na 70 1240 1431 1111 0000 1045 5360 (numer konta parafii)

ZAMKNIJ

Przekaż ofiarę dla Bazyliki Mariackiej

Przejdź

lub na 70 1240 1431 1111 0000 1045 5360 (numer konta parafii)

Wydarzenia

Mariacki i ludzie. Pan Ślazyk

Mariacki i ludzie. Pan Ślazyk

Przez 25 lat oso­by odwie­dza­ją­ce bazy­li­kę Mariac­ką były wita­ne przez uśmiech­nię­tą postać z dłu­gi­mi siwy­mi wło­sa­mi, ubra­ną w kolo­ro­wą kami­zel­kę ozdo­bio­ną tar­cza­mi szkol­ny­mi. Każ­de­go, kto chciał posłu­chać opo­wie­ści o Ołta­rzu Wita Stwo­sza w swo­ją opie­kę brał Wła­dy­sław Śla­zyk, przez wie­lu nazy­wa­ny pre­kur­so­rem pro­fe­sji XX-wiecz­ne­go prze­wod­nic­twa po koście­le Mariac­kim. O tej wie­lo­barw­nej posta­ci opo­wia­da ks. inf. Bro­ni­sław Fidelus. 

Postać Wła­dy­sła­wa Śla­zy­ka nie­ro­ze­rwal­nie zwią­za­na jest z Ołta­rzem Wnie­bo­wzię­cia NMP, któ­rym zaj­mo­wał się przez 25 lat. Trud­no więc o nim mówić nie wspo­mi­na­jąc o losach stwo­szo­we­go dzie­ła tuż po II woj­nie światowej.

Dłu­ga była dro­ga powro­tu ołta­rza do kościo­ła Mariac­kie­go po II woj­nie świa­to­wej. Wszyst­kie obiek­ty zabyt­ko­we, któ­re wra­ca­ły do Pol­ski były prze­ka­zy­wa­ne pań­stwu pol­skie­mu, a komu­ni­ści zgod­nie ze swo­ją ide­olo­gią uwa­ża­li, że jest to dzie­ło arty­stycz­ne i nie powin­no być w koście­le, tyl­ko powin­no być udo­stęp­nio­ne spo­łe­czeń­stwu, ludziom pra­cu­ją­cym miast i wsi. War­to tu wspo­mnieć o małym wyda­rze­niu, o któ­rym się rzad­ko mówi. Kie­dy spro­wa­dzo­no ołtarz z Norym­ber­gii jed­na z figur zosta­ła umiesz­czo­na w koście­le Mariac­kim, a dopie­ro póź­niej wzię­to ją do kon­ser­wa­cji na Wawe­lu. Czę­ściej się opo­wia­da, że wszyst­kie figu­ry od razu tra­fi­ły do pra­cow­ni kon­ser­wa­tor­skich. Po reno­wa­cji ołtarz wysta­wio­no na Wawe­lu i dopie­ro w 1957 r. po wie­lu sta­ra­niach ks. Machaya powró­cił na swo­je pier­wot­ne miej­sce. Ołtarz był podzi­wia­ny, zachwy­ca­no się nim, ale zapo­mi­na­no o jego sakral­nej roli. Na szczę­ście po jego powro­cie ludzie powró­ci­li do modli­twy przy nim, do odda­wa­nia czci Panu Bogu, a szcze­gól­nie Mat­ce Bożej Wniebowziętej.

Czy mimo cza­sów komu­ni­zmu tury­ści indy­wi­du­al­ni lub wyciecz­ki chęt­nie odwie­dza­li bazy­li­kę, żeby zoba­czyć ołtarz Wita Stwo­sza? Moż­na to porów­nać do obec­ne­go ruchu tury­stycz­ne­go, kie­dy tuż przed otwar­ciem drzwi dla tury­stów przed kościo­łem usta­wia­ją się dłu­gie kolejki?

To były inne cza­sy. Nie było wów­czas takie­go ruchu tury­stycz­ne­go jaki jest obec­nie. Było to spo­wo­do­wa­ne przede wszyst­kim zamknię­ty­mi gra­ni­ca­mi i „świec­ko­ścią” pań­stwa. Mło­dzie­ży, któ­ra przy­jeż­dża­ła zwie­dzać Kra­ków nie zabie­ra­no do kościo­łów, nie chcia­no poka­zy­wać powią­za­nia z Kościo­łem. Ale oczy­wi­ście przy­cho­dzi­ły nie­któ­re gru­py szkol­ne, naj­czę­ściej ze swo­imi nauczy­cie­la­mi. Wte­dy jesz­cze nie było oddzie­lo­nej czę­ści na modli­twę od czę­ści do zwie­dza­nia. Pamię­tam, że jak byłem jesz­cze wika­rym, jeden z księ­ży gło­szą­cych kaza­nie musiał je prze­rwać i upo­mnieć gru­pę oko­ło 40 osób, któ­re oglą­da­ły bazy­li­kę. Cały dzień kościół był otwar­ty. Pano­wał bałagan.

To dla­te­go ks. Machay na począt­ku lat 60. popro­sił o pil­no­wa­nie porząd­ku w bazy­li­ce i o opie­kę nad dzie­łem Wita Stwo­sza Wła­dy­sła­wa Ślazyka?

Jak przy­sze­dłem tutaj jako wika­ry, Wła­dy­sław Śla­zyk już był. Ale jest bar­dzo praw­do­po­dob­ne, że z takich wła­śnie wzglę­dów ks. Machay – ówcze­sny archi­pre­zbi­ter – popro­sił go o pomoc. Nie był zatrud­nio­ny na eta­cie. Z ofiar, któ­re odwie­dza­ją­cy skła­da­li do skar­bo­ny część była jego jak­by hono­ra­rium wolon­ta­riac­kie­go, a część była utrzy­ma­nie kościo­ła, bo „wej­śció­wek” wte­dy nie było. Raz wybuchł mały skan­dal wła­śnie przez tę skar­bo­nę – przy­szła wyciecz­ka towa­rzy­szy ze Związ­ku Radziec­kie­go opro­wa­dzo­na przez towa­rzy­szy par­tyj­nych z Pol­ski, po obej­rze­niu ołta­rza, Wła­dy­sław zachę­cał ich wszyst­kich, żeby zło­ży­li ofia­rę. Pod­nio­sło się wśród nich wiel­kie obu­rze­nie, pro­te­sty, że nakła­nia się ich do wspie­ra­nia dzia­łań Kościo­ła. To poka­zu­je, że nie zawsze było łatwo peł­nić funk­cję opie­ku­na dzie­ła Wita Stwo­sza i porząd­ko­we­go. Moż­na się było bar­dzo narazić.

Jak wie­my Wła­dy­sław Śla­zyk nie był zwy­kłym opie­ku­nem ołta­rza, ale rów­nież opo­wia­dał tury­stom o dzie­le, przed­sta­wiał jego histo­rię i obja­śniał jego zna­cze­nie. Moż­na go więc nazwać pre­kur­so­rem funk­cji prze­wod­ni­ka po koście­le Mariackim?

Myślę, że w jakiś spo­sób tak. Obja­śnił, poka­zy­wał, opo­wia­dał. Był bar­dzo przy­wią­za­ny do ołta­rza i zda­wał sobie spra­wę z jego wiel­ko­ści i tę wiel­kość prze­ka­zy­wał innym. Nie był histo­ry­kiem, ale w wspa­nia­ły spo­sób obja­śniał naj­waż­niej­sze fak­ty zwią­za­ne z ołta­rzem, z poli­chro­mią, z wypo­sa­że­niem litur­gicz­nym. Mówił z uczu­ciem, uzmy­sła­wiał spo­łe­czeń­stwu jaką to dzie­ło jest bez­cen­ną war­to­ścią dla nasze­go naro­du. Ale przede wszyst­kim prze­ka­zy­wał pew­ne pod­sta­wo­we praw­dy wia­ry, któ­re tury­ści mogli odczy­tać z poszcze­gól­nych scen jako dowód naszej wia­ry i wia­ry naszych ojców. A dodat­ko­wo mówił, że tego ołta­rza niko­mu nie odda­my. Każ­dej gru­pie powta­rzał, że Ame­ry­ka­nie chcie­li kupić ten ołtarz i dawa­li tyle zło­ta za nie­go ile waży, jed­nak spo­tka­li się z odmową.

Jed­nak wyda­je się, że spo­śród róż­nych grup, któ­re odwie­dza­ły bazy­li­kę to wizy­ty dzie­ci i mło­dzie­ży spra­wia­ły nasze­mu prze­wod­ni­ko­wi naj­wię­cej radości.

To praw­da. On bar­dzo lubił dzie­ci i mło­dzież. Na powi­ta­nie zawsze wymie­niał, któ­re zna­ne oso­bi­sto­ści odwie­dzi­ły już bazy­li­kę, a póź­niej opo­wia­dał o żół­tej ciżem­ce, prze­cho­dząc do histo­rii ołta­rza. Wte­dy jesz­cze każ­da szko­ła mia­ła tar­czę i jej ucznio­wie cho­dzi­li z przy­pię­tą na mun­dur­ku. Wła­dy­sław zawsze je pro­sił, żeby mu jed­ną zosta­wi­li. Czę­sto od razu przy nich przy­pi­nał sobie na kami­zel­ce jako sym­bol ich obec­no­ści. Miał taką fan­ta­zję, że nosił kami­zel­kę i pele­ry­nę z tar­cza­mi. W kami­zel­ce cho­dził po koście­le Mariac­kim, nato­miast pele­ry­nę zakła­dał na więk­sze uro­czy­sto­ści. Pamię­tam jak na pro­ce­sji św. Sta­ni­sła­wa z Wawe­lu na Skał­kę szedł tuż za krzy­żem w tym „służ­bo­wym” ubra­niu, i wszy­scy patrzy­li na nie­go ze zdziwieniem.

Ludzie nie uwa­ża­li go za dzi­wa­ka, albo nawet za wariata?

Zwra­cał na sie­bie uwa­gę i ludzie mogli go uwa­żać za dzi­wa­ka, ale na pew­no nie był waria­tem. Był bar­dzo uprzej­my, kul­tu­ral­ny, zawsze uśmiech­nię­ty, kła­niał się pięk­nie. Był posta­cią mile wspo­mi­na­ną przez tych, któ­rzy przy­szli zwie­dzać kościół Mariac­ki. Języ­ków obcych nie znał, cho­ciaż wie­lu się wyda­je, że znał, bo wszyst­kich zagra­nicz­nych gości witał w ich języ­ku ojczy­stym. Ale przez to witam czy dzień dobry powie­dzia­ne po węgier­sku, wło­sku czy angiel­sku już od począt­ku dawał odczuć gościom jak waż­na jest ich wizy­ta w bazy­li­ce. Jak oni są ważni.

 Wie­my już jaki Wła­dy­sław Śla­zyk był zawo­do­wo, ale jego nie­tu­zin­ko­wy życio­rys poka­zu­je, że był nie tyl­ko dobrym opie­ku­nem ołta­rza, ale przede wszyst­kim wspa­nia­łym opie­ku­nem rodzi­ny. Czę­sto opo­wia­dał o swo­ich wychowankach? 

Raczej o tym nie mówił, cho­ciaż cza­sa­mi przy­pro­wa­dzał dzie­ci do bazy­li­ki. Był bar­dzo skrom­nym czło­wie­kiem. Wszy­scy w koście­le Mariac­kim wie­dzie­li­śmy, że jest kawa­le­rem, ale wycho­wu­je dzie­ci swo­ich sióstr, któ­re bar­dzo mło­do owdo­wia­ły. Jego rodzi­na nie była boga­ta, a on sta­rał się utrzy­my­wać swo­ich krew­nia­ków. Kształ­cił ich i to owo­co­wa­ło. Mie­li oni do nie­go ogrom­ny sza­cu­nek. Dla mnie to naj­waż­niej­sze, że był dobrym człowiekiem.

Dobry czło­wiek, dobry kustosz mariac­kie­go ołta­rza i dobry aktor?

Tak, po czę­ści aktor też. Był głów­nie sta­ty­stą, grał w fil­mach, któ­re były krę­co­ne w Kra­ko­wie, nawet na pla­cu Mariac­kim. Zagrał mię­dzy inny­mi w fil­mie „Koper­nik” czy w „Wese­lu” Andrze­ja Waj­dy. Z tego anga­żu ogrom­nie się cie­szył. Grał rów­nież w „Histo­rii żół­tej ciżem­ki”, któ­ra prze­cież tak nie­ro­ze­rwal­nie jest zwią­za­na z losem ołta­rza. Swo­im wyglą­dem paso­wał do tam­tych cza­sów. Moż­na powie­dzieć, że był dla nasze­go śro­do­wi­ska posta­cią cha­rak­te­ry­stycz­ną, któ­ra jak­by zeszła z mariac­kie­go ołta­rza i obja­śnia­ła jego poszcze­gól­ne sce­ny. Uśmiech­nię­ty, spo­koj­ny, star­szy czło­wiek z dłu­gi­mi, siwy­mi wło­sa­mi wspa­nia­le współ­grał ze stwo­szo­wy­mi figurami.