Co za sytuacja. To oblubieniec — pan młody miał obowiązek zapewnić wino na swoje najważniejsze w życiu przyjęcie, ale faktycznie uczynił to za niego Pan Jezus. Maryja prosi o rozwiązanie niefortunnej sytuacji, błędnej kalkulacji, w jakiej znalazł się Jej znajomy. To zdarzenie w istocie jest też prorocze w kontekście całej ludzkości. „Znak, którego Jezus dokonał – napisała Adeline Fehribach – dowodzi, że zgadza się On na rolę Mesjasza i w ten sposób wchodzi w rolę Jahwe, Oblubieńca Izraela”. Wielka to rola. Nie suflera czy cudotwórcy-maga, lecz Nowego Adama, Mistrza Nieśmiertelności.
Tak to już jest: Bóg nas miłuje i nas uzupełnia, dopełnia nasze życie, nasze braki. Aż po wieczność. Dlatego cud Jezusa to „początek znaków”. Cud odnosi nas do kolejnych wydarzeń Ewangelii, a zwłaszcza do „godziny” Jezusa i Jego przebitego boku, z którego obficie wypływa „krew i woda”. Jezus często przemienia braki życia w obfitość „dobrego wina”. Tam, w Kanie, rozpoczyna się nowy rozdział zbliżenia się Boga do ludzi. Swój szczyt osiągnie on w Wielki Piątek, gdy Chrystus na niewygodnym krzyżu zbawi-odkupi-poprawi nasze położenie do końca. Dopełnia ten akt w Wielkanoc zmartwychwstaniem, gdy wskazuje nasze przeznaczenie: wieczność. O tym opowiada nam ta Msza św. Z niezwykłą finezją wyraził to św. Cyryl Jerozolimski: „W Kanie Galilejskiej przemienił Chrystus wodę w wino; czyż więc nie będziemy wierzyć, iż wino w Krew przemienił?”.
Do tej dopełniającej miłości Boga przyzwyczailiśmy się tak bardzo, że jest dla nas oczywista jak oddech. Na co dzień czy w chwilach radości, rozrywki, zabawy, rutyny często tego nie zauważamy. To jednak niedobrze nie umieć za nią dziękować. Choćby za „doprawienie” życia Chrystusowym towarzyszeniem, czyli chrześcijańskim pierwiastkiem nieśmiertelności. Tylu spraw by nam zabrakło bez tego: wigilii, drzewka, św. Mikołaja, kolędy, modlitwy, jałmużny, postu, miłosierdzia, pracy nad sobą, doskonalenia życia jako naśladowania świętych, sakramentów i sakramentaliów, przypowieści o Synu Marnotrawnym czy Zagubionej Owcy i… kościoła Mariackiego w Krakowie. Tym wszystkim dopełnia nasze życie sam Jezus.
I jeszcze jedno: posłuchajmy doświadczonej Kobiety z początku ery chrześcijańskiej. Chodzi wcale nie o cukierkowatą postać z obrazka, ale rzeczową Kobietę – nową Ewę, Maryję. Ona podpowiada: „Zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie” (J 2,5). Kiedy zabraknie nam wina samowystarczalności na ziemi, kiedy się znowu ockniemy i przekonamy, że nie umiemy pozałatwiać spraw do końca, oddajmy się wprost Bogu. Permanentny stan braku — to przecież prawdziwa diagnoza kondycji człowieka, który ciągle znajduje się w kryzysie jakiegoś niedomagania. Tyle razy doświadczamy tego poczucia niezałatwienia spraw do końca. Niech więc nasze braki zostaną wskazane i opowiedziane dzisiaj Bogu. I miejmy to poczucie, że On nie zostawia nas samymi w całym ogromie spraw i będzie z nami działał w nowym tygodniu. Ku dopełnieniu i nieśmiertelności. Amen.
/ks. inf. Dariusz Raś/