Geografia Jerozolimy | Golgota
Wydaje się człowiekowi XXI, że chrześcijaństwo to system, który jak inne religie ma prowadzić do jego szczęścia, do zapewnienia powodzenia. Bóg pragnie szczęścia człowieka. To prawda. Ale Wielki Piątek – Good Friday – Karfreitag — Venerdì Santo objawia nam zupełnie inną prawdziwą koncepcję chrześcijaństwa jako drogi i naśladowania Jezusa. Celem jest sama droga. Droga jest celem. Nie jest nim na pewno osiąganie świętego spokoju, przyjemności, własnego tylko szczęścia, systematyczne zliczanie oszczędności i samo podnoszenie zasobności. Wypełnianie czynów miłości nigdy się nie kończy, jest celem, horyzontem podróży życia. Czy w ten dzień krzyżowania i adoracji Ukrzyżowanego nie widać tego lepiej?
Jezus Pan, w wieku lat 33, przeszedł przez życie dobrze czyniąc i dał życie za wielu na Golgocie; nie dążył do egoistycznego wymiaru szczęścia. Wielu podał rękę, nadał sens życia, przyniósł radość światu, pokazał prawdę-światło-życie, zwane przez nas ochrzczonych Ewangelią. Pozostawił inspirację piękna ludzkiego. Znany był z przemierzania szlaków, zdobywania gór i odwiedzin dolin. Betlejem, Jeruzalem, Nazaret, Kafarnaum, Betania, Jerycho, Ain Karem, ale też Egipt, Samaria, Liban, Jordania, Dekapol, Gereza, Tyr, Sydon. Te i inne miejsca cieszą się do dziś śladami stóp Jezusa. Jeden z etapów tej drogi odbył się jednak na Golgocie – na tym przystanku w geografii miłości Bożej następującym po Wieczerniku, ale też po Pałacu Kajfasza, Sanhedrynie z lochem-ciemnicą, Pałacu Heroda, Pretorium Piłata.
Co charakterystyczne, Jezus jako zasądzony „zbrodniarz” podczas śmierci krzyżowej na Górze Czaszki, nie mógł patrzeć na Jerozolimę, ze świątynią Starego Testamentu i jej Złotą Bramą. Jego twarz była skierowana ku zachodowi. Wizerunki krzyżowe zwrócone są w kościele Mariackim w tę samą stronę. Patrzą na zachód. Jednak to tym bardziej orientuje człowieka modlącego się w gotyckim kościele na Jezusa jako nowe Jeruzalem, nową Świątynię. Bo Wschód oznacza od tamtej pory wyjście naprzeciw nadchodzącego Chrystusa.
Napisał Benedykt XVI: „Modlitwa w kierunku wschodu jest tradycją sięgającą początków. Co więcej, jest fundamentalnym wyrazem chrześcijańskiej syntezy kosmosu i historii, ponownego zakorzenienia się w wydarzeniach raz na zawsze” (Duch liturgii). Więc nie tylko modlitwa, ale i życie winny być skierowane na Jezusa. Czy jednak nasza modlitwa i czyn są na co dzień zorientowane, wpatrzone w ten czysty znak „dawania życia”? Czy nasze życie dzieje się na ścieżce osobistego wpatrywania w twarz Jezusa i naśladowania?
Wielki geniusz sztuki Caravaggio namalował dla Neapolu (kościół Pio Monte della Misericordia), przejmujący obraz Siedem uczynków miłosierdzia (cielesnego). Wskazał on na pilną w mieście Neapolu potrzebę czynów wg Jezusa, a nie fasadowego, urzędowego, zhierarchizowanego chrześcijaństwa instytucji, czyli systemu religijnego. Według tradycji koniecznie do praktykowania chrześcijaństwa są: karmienie głodnych, odwiedzanie więźniów, grzebanie zmarłych, ubieranie nagich, troska o chorych, dawanie schronienia podróżnym i oferowanie napoju spragnionym. Czy my naprawdę praktykujemy tę drogę? Tak 1:1? W tej scenie obrazu Michelangel Merisi da Caravaggio (1571–1610) wskazuje m.in. na czyn córki wobec starego, bezzębnego, uwięzionego ojca. Wobec zakazu wnoszenia pożywienia i wszelkiego napoju córka używa mistrzowskiego fortelu. A sztuka mistrza Caravaggia rozgrywa się na naszych oczach. Jego chrześcijaństwo nad wyraz szczere, wchodzi w intymność tego, co opowiada. Otóż córka przychodzi do więzienia, aby ojca-staruszka… nakarmić własną piersią, aby on przeżył skazany na dożywocie, w praktyce na śmierć głodową. Ów bezradny starzec, jak dziecko nie przeżyje bez pomocy. Ciało służy córce do uratowania życia i wybawienia od śmierci. Córka opowiada mieszczanom, że jak u Jezusa Chrystusa Ukrzyżowanego trzeba życie dać. Tu i teraz.
Pod krzyżem Jezusa – stali, świadczyli czynem miłosierdzia wobec świata, tylko jego najbliżsi i najwierniejsi. Paradoksalnie tylko jeden mężczyzna, apostoł Jan oraz cztery kobiety, Matka Jezusa, siostra Matki Jego – czyli Salome, Maria, żona Kleofasa oraz Maria Magdalena. Stąd płynie np. wniosek o wielkim wyniesieniu kobiet w dzieło Jezusa i wtajemniczeniu ich w Jego drogę. Mężczyźni przegrali w świadectwie 1:4. A wielka jest rola kobiet-chrześcijanek w rozpowszechnianiu drogi Jezusa. Stąd dzisiaj adorując Ukrzyżowanego zakończę antyfoną poświęconą naszej patronce, wiernej Jemu Notre-Dame. Alma Redemptoris Mater wzywa nas do chrześcijaństwa czynu, praktyki i procesu naśladowania. Zwykle odmawia się ją od I Niedzieli Adwentu do Oczyszczenia Najświętszej Maryi Panny (Ofiarowania Pańskiego – 2 lutego). Przyjmuje się powszechnie, że antyfona powstała w XI wieku. W 1254 r. kapituła generalna franciszkanów zdecydowała o włączeniu jej do oficjum. Swoją treścią, która nawiązuje do oczekiwania świata na Odkupiciela, mówiąc również o Jego wcieleniu wpisuje się w nasze rozważanie o daniu naszego życia za innych.
Alma Redemptoris Mater, quæ pervia caeli
Porta manes, et stella maris, succurre cadenti,
Surgere qui curat, populo: tu quae genuisti,
Natura mirante, tuum sanctum Genitorem
Virgo prius ac posterius, Gabrielis ab ore
Sumens illud Ave, peccatorum miserere.
Matko Odkupiciela, z niewiast najsławniejsza,
Gwiazdo Morska, do nieba ścieżko najprościejsza,
Tyś jest przechodnią bramą do raju wiecznego,
Tyś jedyną nadzieją człowieka grzesznego.
Racz podźwignąć, prosimy, lud upadający,
w grzechach swych uwikłany, powstać z nich pragnący,
Tyś cudownie zrodziła światu Zbawiciela,
Tyś sama wykarmiła Twego Stworzyciela.
Panno, przedtem i potem ze świata podziwieniem,
uczczona Gabryjela wdzięcznym pozdrowieniem;
Racz się wstawić, o Panno, za nami grzesznymi,
ratuj nas, opiekuj się sługami Twoimi.
/ks. inf. Dariusz Raś/